Olejek otrzymałam w prezencie. Nie wiedziałam, jak go wykorzystać, ale ostatecznie stwierdziłam, że skoro pierwsze miejsce w składzie zajmuje silikon, to będzie on dobrym zabezpieczeniem końcówek włosów. I w zasadzie może i byłby, gdyby nie jeden fakt, o którym za chwilę napiszę więcej. Aha, jeszcze jedna rzecz słowem wstępu: zużyłam jedną buteleczkę.
Moje włosy to wysokopory w typie wurly. Okropnie się puszą i plączą. Szybko się przetłuszczają, myję je niemal codziennie metodą OMO. Jeśli chodzi o końcówki, to nie są jakoś mocno zniszczone, ale mają tendencję do przesuszania (jak zresztą cała długość włosów) i do rozdwajania. Z tego względu zabezpieczam je codziennie, najchętniej używam w tym celu kosmetyków z silikonami.
W prezencie dostałam mniejszą niż standardowa wersję, czyli buteleczkę o pojemności 30 ml. Została ona wyposażona w pompkę, która generalnie działała okej, jednak pod koniec stosowania produktu, zaczęła stwarzać problemy. Nie chciała go pobierać, pluła nim na wszystkie strony. Średnio przyjemne, ale że kłopot pojawił się przy końcówce olejku, to nie czepiam się mocno. Nic więcej opakowaniu nie mogę zarzucić – buteleczka jest ładna i przede wszystkim solidna. Mimo że miałam tylko 30 ml produktu, wystarczył mi na długi czas, był mega wydajny.
Produkt rzeczywiście ma olejkową konsystencję, ale rozsmarowany na dłoni nie jest tłusty, raczej taki jakby jedwabisty. Na włosach również nie pozostawia tłustej warstwy, a tym samym nie przetłuszcza ich. Myślę, że to dobra wiadomość dla osób, które chciałyby używać olejku na długości włosów, a borykają się z ich przetłuszczaniem.
Zapach olejku jest bardzo przyjemny. Ciężko mi go do czegokolwiek porównać, może trochę kojarzy mi się z jakimiś perfumami. Tak czy inaczej, lubiłam go. Na włosach utrzymywał się dość długo.
Skład… No właśnie, tu przechodzimy do kwestii, o której pisałam na początku i która sprawia, że mam mieszane uczucia w stosunku do olejku. Silikon jest jak najbardziej okej w produkcie do zabezpieczania końcówek, ale tuż za nim jest alcohol denat. I nie, nie jestem osobą, która ten składnik demonizuje. Zdarzało mi się używać odżywkę czy maskę zawierającą go. Zachowywałam ostrożność i krzywdy mi nie zrobił. Ale przypominam, że ja olejku używałam do zabezpieczania końcówek. To najbardziej narażony na uszkodzenia fragment włosów, a jakby tego było mało, olejku używałam codziennie, czyli ryzyko, że alkohol niekorzystnie wpłynie na włosy, było wysokie. Nie wiem, może jestem przewrażliwiona, bo w zasadzie nie widzę, by kondycja moich włosów drastycznie się pogorszyła. Jednak pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć… Mi zabezpieczanie końcówek kosmetykiem zawierającym alcohol denat po prostu wydaje się kiepskim pomysłem i gdybym sama miała kupić olejek, to raczej bym tego nie zrobiła.
Wydaje mi się, że olejek dobrze zabezpieczał włosy przed uszkodzeniami, przy czym bardzo dbałam o ich nawilżenie, by właśnie zminimalizować szkodliwe działanie alkoholu. Kilka razy nałożyłam olejek na długość włosów – były wygładzone, miękkie, przyjemne w dotyku, ale nie obciążone. Jeśli Wam alkohol w kosmetykach do włosów nie robi szkody, to myślę, że z takiego działania byłybyście zadowolone i odważniej niż ja sięgały po produkt.
Podsumowując, olejek nie jest zły. Ja jednak, ze względu na alcohol denat, bałabym się go stosować przez dłuższy czas. Z tego też względu, nie mam zamiaru kupić kolejnego opakowania.
Zalety:
- wygładza włosy, sprawia, że stają się miękkie
- nie obciąża włosów
- zabezpiecza końcówki włosów
- nie jest tłusty
- zapach
- opakowanie generalnie okej, ale przy końcu produktu pompka zaczęła stwarzać problemy
Wady:
- alcohol denat wysoko w składzie
- cena