Na fali chęci odpoczynku od tradycyjnych podkładów w płynie, ruszyłam po produkt, na który już od jakiegoś czasu miałam ochotę, czyli właśnie pudrowe Skin Illusion. <b>Moja cera?</b> Mieszana, z rozszerzonymi porami w strefie T. Punktowe niedoskonałości od czasu do czasu, pierwsze zmarszczki. Dość wrażliwa, skłonna do zaczerwienień. <b>Oczekiwania?</b> "Zdrowe" wyrównanie cery, ograniczenie świecenia na 6-8 godzin.
Co do <b>opakowania</b>, zwolenniczki funkcjonalności będą krytykować, orędowniczki estetyczności będą chwalić. A ja nie mogę się zdecydować ;) Bo tak - opakowanie można określić jako nieporęczne. Ale jednocześnie - tak, jest bardzo ładne. Proste, nieprzekombinowane, a jednocześnie eleganckie. Na toaletce wygląda po prostu... dobrze! Jest duże, solidne, może nie jakieś bardzo ciężkie, ale na pewno nie do torebki, ba, do kosmetyczki na wyjazd też wkładam co innego. Zresztą w warunkach poprawek makijażu gdzieś "w terenie" trudnością mogłoby się okazać to, że żeby dostać się do pudru, trzeba "rozmontować" kolejne elementy opakowania (procedura wygląda mniej więcej tak: przekręcamy pokrywkę, zdejmujemy, wyciągamy pędzelek, wyciągamy plastikową osłonkę na sitko, o ile nie pozbyło się jej wcześniej na stałe, wtedy zostaje nam sitko, które też można zdjąć). W domu nie mam z tym problemu, wystarczą dwa sprawne ruchy, żeby nałożyć produkt na buzię. Gdybym miała robić poprawki np. w toalecie w pracy czy knajpie, chyba bym się wściekła ;) Ładny przedmiot z gatunku stoików toaletkowych.
Widzę, że w poprzednich recenzjach dostało się także <b>pędzelkowi</b>, ale ja nie będę aż tak krytyczna. Pędzel jest gęsty, sztywny, ale i zaskakująco miękki. Po pierwszym "wyczochraniu" nie sypie się. Ta kompaktowa, wbudowana w zakrętkę wersja pędzla pozwala na równe nałożenie podkładu. Czego chcieć więcej? No cóż, można chcieć nakładać podkład jeszcze bardziej równo, czy też jeszcze bardziej komfortowo. Z moich eksperymentów wynika, że jeśli chce się osiągnąć mocniejsze krycie, ten wbudowany pędzelek sprawdza się super. Jeśli jednak korzystamy z pudru raczej do wykończenia, lepiej powierzyć to zadanie innemu narzędziu. Fakt, że wlot opakowania jest dość wąski. U mnie jednak spokojnie da się nabierać puder innymi pędzelkami (konkretniej nr 50 sephora, long handled kabuki sunshade minerals). Na plus, że pędzel nie stracił ani kształtu, ani właściwości po paru "praniach".
Do rzeczy. Po pierwsze, <b>odcień</b>, który mi polecono to 107 Beige. Nie dla mnie. W sztucznym świetle sprawiał wrażenie bardzo przyjemnego, w przeciwieństwie do jaśniejszych, które odcinały się od mojej skóry sino-burymi plamami. Efekt pełnego makijażu okazał się jednak taki, że o ile jasność jest okej, to tonacja - nie. Muszę solidnie omieść szyję i dekolt pudrem, żeby nie wyglądać jakbym planowała napaść na bank w rajstopie w sprayu na twarzy :D Oczywiście to nie jest wina produktu, tylko moja, że dałam sobie wcisnąć nieodpowiedni dla mnie odcień. Morał? Bądźcie mądrzejsze ode mnie - dobierajcie odcień naprawdę starannie i ostrożnie ;)
Następna sprawa to <b> krycie</b>. Teoretycznie można osiągnąć małe do średniego. W praktyce bardzo łatwo przekroczyć cienką granicę między "gdzie jest mój makijaż?!" a "jestem swoim sobowtórem z wosku". Serio, dla mnie to bardzo trudny do dozowania produkt. Omieciona nim buzia wydaje się ładnie wygładzona, odświeżona, ale to krótkotrwałe wrażenie. Nakładany solidnie, miejsce po miejscu, sumiennie porozcierany w uczciwej ilości łatwo przepoczwarza się w niekorzystną, a przede wszystkim bezlitosną dla zmarszczek, maseczkę.
Ale ale. Muszę mu oddać sprawiedliwość, że ładnie <b>radzi sobie z moimi porami</b> nawet kiedy są bardzo widoczne. Przyzwoicie je maskuje.
Druga sprawa na plus, że <b>przyjemnie, aksamitnie się aplikuje</b>.
Krycie takie sobie, to może <b>matowienie</b> lepiej? Podkreślam w tym miejscu, że o zupełnym, "płaskim" macie raczej nie ma mowy. Dla niektórych to pewnie minus, ale ja lubię takie świeże, satynowe wykończenie. Tym niemniej, produkt ogranicza efekt "nos Rudolfa" nie bardziej niż np. zwykły puder sypki z Inglota za trzy dyszki. Nie przypuszczam, by ktokolwiek sięgał po Skin Illusion li i jedynie dla zmatowienia swojej cery, jednak... Liczyłam, że nie będę musiała zastanawiać się w pracy, czy czas biec do łazienki, by nie oślepił jakiegoś biedaka w biurze blask mego lica. Niestety po 4 godzinach od aplikacji zwykle zaczynam się z lekka świecić.
Jednak to, co najbardziej mi przeszkadza, to fakt, że przy całym tym świeceniu, puder <b>przesusza</b> mi cerę, i to właśnie w strefie T. Proszę, niech ktoś mądry mi wyjaśni: WTF?! Uczucie ściągnięcia towarzyszyć zaczyna mi po paru godzinach od nałożenia, a co gorsza staje się to widoczne zwłaszcza przy oczach. Czy jest coś gorszego niż podkreślanie zmarszczek wokół oczu? Jest. Wydobywanie takich, o których istnieniu nie miałam pojęcia! Zmywam makijaż i mam wiór wokół nosa, oczu i na policzkach. Zmiana kremu bazowego na bardziej treściwy drastycznie zmniejsza jego trwałość.
Po stronie plusów zaliczam jeszcze, w temacie wpływu na ogólną kondycję cery, że nic a nic mojej buzi <b>nie zapchał</b>.
I kiedy tak przeglądam swoją recenzję, to myślę, że ja po prostu bardzo dużo sobie obiecywałam po produkcie, wokół którego krążyłam już jakiś czas, nim zdecydowałam się na jego zakup. Może tu jest pies pogrzebany. Bo tak w sumie, poza niedopasowanym do mojej karnacji odcieniem (chyba czas na jakieś solarium;)) i tym dziwacznym przesuszaniem, to to jest produkt przyzwoity. Tylko i aż - "tylko", gdy ktoś nastawi się jak ja na cuda... ale dla osób bez specjalnych wymagań i o ładnej, bezproblemowej cerze może okazać się "aż".
Używam tego produktu od: 11.2013
Ilość zużytych opakowań: w trakcie pierwszego