Peeling ten trafił w moje ręce za sprawą rodzicielki, która ma obsesję na punkcie kupowania miliarda kosmetyków. Większość zalega na półkach użyta może kilka razy, a czasem - jak w przypadku recenzowanego tutaj peelingu - opakowania stoją praktycznie całkowicie nienapoczęte.
Na swoim koncie mam dwa inne peelingi do stóp (Paloma SPA oraz Fusswhl), bardzo polubiłam taką formę ścierania martwego naskórka, więc z wielką chęcią postanowiłam przygarnąć peeling Scholla, tym bardziej, że firma cieszy się renomą najlepszej firmy od \'kończyn\'.
Peeling dostajemy w ładnym i poręcznym opakowaniu, obietnice producenta kuszą.
Przystępujemy do wyciskania produktu i okazuje się, iż ma formę białej, bardzo gęstej mazi przesyconej drobinkami pumeksu. Pierwsze wrażenie bardzo dobre - wydaje się, że specyfik będzie ścierał jak ta lala, bo konsystencja i cała forma peelingu jest wprost wyśmienita.
No i w rzeczy samej, przy nałożeniu na stopy pierwsze kilka sekund powoduje, że przez głowę przelatuje myśl "Idealny peeling!" - scrub fajnie drapie, nie spływa, nie rozmazuje się, jest idealnie mocny i naprawdę czuć drobinki. Niestety po kilku ruchach zaczyna się dramat.
Nie wiem jak u innych recenzentek, ale u mnie po dosłownie kilku sekundach masowania maź (która od samego początku nie bardzo ma poślizg) zamienia się wręcz w cement. Tzn. zamiast umożliwiać masowanie, to zatrzymuje rękę, po prostu z gęstej, kremowej bazy robi się "sucha" powłoka charakteryzująca się niesamowitą tępością. Nie umiem tego wyjaśnić, peeling jakby błyskawicznie zmieniał konsystencję - dosłownie w kilka sekund na mojej skórze robi się tępy filtr, po którym nawet palcem nie można przesunąć (drobinki przywierają do tej bazy i ani drgną, nawet o milimetr, powstaje wielka, rozbabrana plama tępej mazi!!!!). Jedyna rada to spłukanie, ale nawet to nie kończy koszmaru, bo skóra po przepłukaniu wodą nadal ma na sobie ten tępy filtr i w dalszym ciągu nie można przesunąć po stopach dłonią - jest to mega nieprzyjemne uczucie.
Efekt jest taki, że peelingu nie sposób wykorzystać, mimo obiecującej początkowo konsystencji i pumeksowych drobinek. Po prostu produkt nie nadaje się do używania, bo w kilka sekund to ja nawet na stopach nie zdążę go rozprowadzić, już nie mówiąc o wymasowaniu.
Od razu mówię - nieważne, czy nakładasz na suchą czy mokrą skórę, i tak robi się \'cement\'. Ilość produktu też nie ma znaczenia, a zwilżenie dłoni, które sprawdza się w przypadku np. peelingu do twarzy (jak baza robi się zbyt gęsta i nie można kontynuować masażu) też nic nie daje!
Dla mnie tragikomedia, swoisty dramat w jednym akcie. Pierwszy raz spotykam się z czymś takim.
Dostępność bardzo dobra, cena oczywiście zawyżona (jak to Scholl), wydajność niespecjalna.
Tak jak pisałam na początku: peeling kupiła moja mama, na początku uważałam, że rzucenie go w kąt było zwykłą fanaberią jak w przypadku innych kosmetyków, ale po kilku próbach aplikacji całkowicie ją rozumiem. Tego czegoś NIE DA SIĘ UŻYWAĆ. Nigdy więcej nie kupię nic z tej firmy, nie chcę naciąć się na kolejnego bubla.
Ostrzegam.
Używam tego produktu od: 3 tygodnie
Ilość zużytych opakowań: 1/3 zużyta na próby, reszta w koszu