To moje drugie spotkanie z Glycolactic Mask i jest zdecydowanie lepsze niż pierwsze. Za pierwszym razem była to próbka i nie używałam jej tak jak zalecał producent, toteż nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia.
W ramach eksperymentu (ale i dlatego że nadarzyła się okazja cenowa) kupiłam duże opakowanie. Nie zmieniłabym w niej niczego, za wyjątkiem ceny, bo rzeczywiście jest bardzo droga. Pomijając ten fakt, mamy do czynienia z dżemopodobną pomarańczową mazią o przyjemnym owocowym zapachu (używałam jej dzisiaj, trzyma się ją 10 minut i jest to wyjątkowo przyjemne 10 minut, ze względu na zapach właśnie). Smarujemy twarz grubą warstwą kosmetyku (ja zawsze 1/1,5 pompki) i to niestety nie jest może zbyt ekonomiczne, ale ważne dla dobrego efektu, jeśli warstwa będzie za cienka maska nie wygładzi odpowiednio skóry. Właśnie dlatego nie spodobała mi się za pierwszym razem, powinnam była zużyć próbkę przy jednym użyciu, a ja rozwlekłam to na kilka dodatkowych... Po jej nałożeniu wyglądam trochę jakbym miała na sobie maskę z kurkumy. Efekt po zmyciu jest też trochę podobny, bo oprócz tego, że maska rozpuszcza delikatnie martwy naskórek, to poprawia też koloryt. Wygląda się świeżo, świeżej niż przed na pewno. Jest świetna zarówno przed makijażem, jak i nocą po jego zmyciu, jako wstęp do pielęgnacji nawilżającej. Do maski dołączona jest też ściereczka - mała, ale równie bezbłędna rzecz, bardzo pomocna przy oczyszczaniu czy zmywaniu masek. Jestem zadowolona z jej użytkowania, aż żałuję, że zostało mi tylko na jedną, ostatnią aplikację. Nad kupnem nowej będę musiała się zastanowić, jest droga, i tyle. Wcześniej używałam podobnej maski Pai (też drogiej, ale nie tak dobrej) oraz peelingu w olejku Sylveco (zdecydowanie tańszego, ale też nie tak dobrego), więc mogę powiedzieć, że nazywanie jej flagowym produktem marki REN i opiewanie zalet na blogach jest całkiem uzasadnione. Przekonałam się, że warto mieć taki kosmetyk w swoich zapasach - taki, to znaczy, delikatny, ale skuteczny, który można stosować od czasu do czasu, ale i co dwa dni, czy nawet codziennie, i wiadomo, że nie zaszkodzi. Starczyła mi na ok. 3/4 miesiące, a może nawet dłużej, bo nie pamiętam dokładnie kiedy ją kupiłam. Używałam jej dość często dlatego nie nazwałbym jej niewydajną. Nie wiem czy kupię ją ponownie, bo jestem otwarta na eksperymenty z innymi, ale gdybym miała możliwość kupić ją po raz kolejny w niższej cenie skusiłabym się na pewno, bo ma wszystkie cechy idealnej maski złuszczającej.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie