Od 2013 roku zużyłam 3 buteleczki w tej wersji (czwartą wyrzuciłam). Zaciskając zęby, nos, oczy i wszystko inne, w imię dobroczynnego wpływu na cerę, chcesz być piękna, to cierp...
Nie chcę już więcej cierpieć i męczyć się z tym paskudztwem.
Nie dość, że nie robi on NIC dobrego, to jeszcze robi wiele ZŁEGO: zalepia mi skórę tłustą mazią i powoduje wysyp pryszczy.
I nie jest to żadne bzdurne "oczyszczanie cery" ani etap "pogorszenia" w celu późniejszego "polepszenia", w żadne takie banialuki nie wierzę.
Ohydna tłusta lepka pacigaja generuje u mnie duże bolesne podskórne gule, wylęgające się długo, a gojące się jeszcze dłużej - dewastacja cery na co najmniej kilka tygodni.
Cera jest tak zapaskudzona, jakbym się nie myła i taki efekt trwa przez cały okres używania tego "cudu kosmetologii".
Przebarwień nie rusza nawet minimalnie, niczego nie rozjaśnia, niczego nie goi, niczego nie wygładza - z rzeczy dobrych, oczekiwanych - nie robi absolutnie NIC.
Cera jest zapaskudzona, szara, zmęczona, brudna, tłusta i w krostach.
W użytkowaniu (oprócz tego, że lepki, tłusty i paskudny) produkt dodatkowo katuje zapachem, za przeproszeniem smrodem czegoś przypalonego lub samoopalacza.
Ani spać w tym smrodzie, ani zbliżyć się w nim do kogoś za dnia.
Mam po dziurki w nosie produktu, który nie działa, SZKODZI, a dodatkowo jest tak przykry w kontakcie.
Poużywałam też na dekolt, bo szkoda mi było wyrzucić resztki z (trzeciej) buteleczki, ale UWAGA bo brudzi ubrania na żółto-pomarańczowo.
Ekscytowałam się Aurigą tak mniej więcej 10 lat temu, kiedy na polskim rynku była ewenementem i obiektem pożądania, bo serum, bo pipetka, bo ach mój Boże. Trwam w sile przyzwyczajenia, że to jest cudowne serum, które działa cuda, ale pora wreszcie porzucić to przyzwyczajenie. Obecnie są na rynku lepsze i przyjemniejsze w użyciu produkty.
Nigdy więcej.
Używam tego produktu od: obecnej wersji od 2013 roku
Ilość zużytych opakowań: trzy buteleczki, czwarta poszła do śmieci.