Z kosmetykami Tołpy mam do czynienia od dawna, nie jestem im stuprocentowo wierna, ale pojedyncze produkty przewijają się u mnie od dobrych kilku lat i mam kilka sprawdzonych produktów do których wracam.
Nawilżająca płynna esencja pojawiła się w sklepach niedawno i jest oczywiście inspirowana azjatyckim szaleństwem pielęgnacyjnym (wszyscy chcą wcierać w siebie esencje i lotiony, a przy tym oszukiwać metrykę, nieprawdaż?), które od jakiegoś czasu opanowało b i u t i światek. A że kobietą jestem, mam tak samo jak Ty, jak tylko mym oczom ukazały się słowa "nowość", "esencja", a przy tym "promocja", zaraz mała buteleczka wpadła do koszyka (tak, ma małą uroczą butelkę, dosłownie mieści się w dłoni, ładne i 'cute', cóż poradzić, jak nie kupić?? ;) ). Cena regularna to ok.37zł, ja natomiast zapłaciłam 20, warto więc chwilę poczekać. ;)
Esencja, choć nie przypomina tych koreańskich, ma lekką, bardzo płynną konsystencję, momentalnie spływa po skórze (chciałam to pokazać na zdjęciu). Taki trochę krem w płynie. Używanie jej to dla mnie ogromna przyjemność, głównie ze względu na relaksujący zapach - zużycie 75ml w 3 miesiące nie stanowi problemu. Choć producent opisuję ją jako esencję pod krem, ja do tej pory używałam jej samodzielnie, tyle że nakładałam 2 warstwy, czasem dodając do drugiej olejek na noc (teraz dopiero zamierzam spróbować jej z kremem). Przy takim stosowaniu zużyję ją w 2,5 miesiąca (została mi jakaś 1/4 do końca) - generalnie wydajna to bestia. Jednocześnie zauważyłam, że jeśli stosujemy wcześniej jakąkolwiek pielęgnację, to jak najbardziej wodną - tonik/lotion/esencja, ale typowo płynna. Zdarzyło mi się nakładać ją po lekkim, żelowym serum i nie chciała się wchłonąć, długo widziałam białą warstewkę na twarzy i przy pociągnięciu palcem zostawały kremowe smugi. Także wcześniej tylko coś bardzo light.
Jak wspomniałam, pięknie pachnie, większość tołpowych zapachów zresztą mi odpowiada, odrobinę się lepi pod koniec wsmarowywania, ale od razu ma się wrażenie nawilżonej skóry. Ładnie współpracuje z podkładem, może stanowić bazę pod makijaż, nie powoduje rolowania. Generalnie powiedziałabym, że rezultaty używania bardziej są odczuwalne niż widoczne. Nie widzę, żeby skóra była wyraźnie ładniejsza, ale jest miła w dotyku, elastyczna, nie czuję pod palcami suchych skórek na policzkach, momentalnie niweluje uczucie ściągnięcia - zresztą taki jest opis na opakowaniu - zwiększa nawilżenie, przywraca odpowiednie ph. Zdecydowanie rzadziej używam peelingu odkąd zaczęłam ją stosować (przypuszczam, że przez mocznik w składzie). Określiłabym ją jako taki booster, swoisty 'wzmacniacz' :) nawilżenia dla kremu, choć i sama nieźle sobie radzi. Stanowi swego rodzaju ochronę dla skóry przed utratą wilgoci, dlatego nie oczekiwałam efektu wow czy super prasowania zmarszczek czy czegokolwiek.
Co do składu właśnie - jest dość krótki, 15 składników, dlatego pokusiłam się o laicką analizę z pomocą internetu. Za pozytywnie działające uznałabym zmiekczającą pochodną mocznika, starą, dobrą glicerynę, kompleksy pozyskiwane z cukru, które długotrwale chronią przed suchością skóry, ekstrakt z torfu- flagowy składnik Tołpy - mający działać regeneracyjnie na komórki, jest też kwas cytrynowy, jako naturalny przeciwutleniacz. Reszta to substancje bakteriobójcze i konsystencjotwórcze, nie wszystkie w artykułach opisywane jako stuprocentowo pozytywne, ale zdań jak i artykułów jest na ten temat wiele... Jest też zapach, który rozdziera moje serce, bo wiem, że jest zbędny, ale jak już wspomniałam, wyjątkowo uprzyjemnił mi stosowanie! Mimo wszystko data ważności to tylko 3 miesiące, a to też świadczy o 'sztuczności' kosmetyku. :)
Esencja dostaje mocne 4 za całość, jestem zadowolona z jej działania, czułam je od pierwszego użycia. Przyjemnie pachnie, dobrze się wchłania, nie podrażnia, nie 'zapycha', jest łatwo dostępna, przy obniżce atrakcyjna cenowo, polska, ma ładne opakowanie. Bardzo ciekawa nowość :)
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie