To moja czwarta maska z Kallosa, po czekoladowej, aloesowej i color. Używam do omo, do pierwszego o z wyjątkiem czekoladowej, która ma dosyć dziwny skład, ale jednak z przewagą protein. Maski z Kallosa kocham, bo można z nich stworzyć prawdziwe cudeńka.
Produkt ogólnodostępny – widuję go zarówno w drogeriach stacjonarnych (Hebe, Natura), online (ezebra, makeup.pl, ekobieca), ale również w aptekach, na pewno w Gemini. Maska dostępna w dwóch opakowaniach, 275 dla mniej wytrzymałych i litrowa dla tych bardziej (ta mniejsza wersja jest trochę słabodostępna). Kosmetyki często mi się nudzą, mimo to kupiłam większą wersję i nie żałuję, chociaż pod koniec już mnie odrobinę męczyła. W większości Kallosy znane są z dość fajnych zapachów (bananowa, wiśniowa, czekoladowa), ale tutaj wali wyraźnie spiruliną, która raczej nie pachnie zbyt pięknie. Na dłuższą metę trochę to męczące. Na tyle mamy informację o składzie. Sporo mamy tam ekstraktów: morszczyn, spirulina, listownica, algi, istne cuda wianki składowe. Protein tutaj nie uświadczymy, ale to wszystko idzie naprawić, trochę podkręcić. Konsystencja dość treściwa, nie spływa z włosów, aplikuje się szybko i przyjemnie.
Produktu używam najczęśniej do emulgowania oleju, ponieważ moje niskopory uwielbiają zostawiać pół produktu na powierzchni włosów i zmywanie olejów z nich to mały koszmarek. Najpierw emulguje maską algową, później muszę użyć szamponu z sls-em. Ogółem jednak używam do pierwszego o przy omo, na przemian z wersją color. Użyta przed szamponem doskonale zmiękcza włosy i ułatwia rozczesywanie. Czuć, że są takie lejące i wyraźnie wygładzone, otulone. Ładnie nabłyszcza i w moim przypadku ułatwia uzyskanie tafli. Zdarza mi się również używać do miodowania włosów. Robię to rzadko, nie mam aż tak dużej potrzeby nawilżania, ale czasem po farbie naprawdę warto. Zdarza mi się również dodawać olej (kokosowy) z czystego lenistwa, kiedy nie chcę mi się ich porządnie olejować. Z tym jednak radzę trochę uważać, bo w składzie jest już olej z oliwy z oliwek, można trochę przesadzić.
Jeśli komuś absolutnie nie pasuje ten produkt albo zapach po czasie okaże się zbyt męczący, spokojnie można wykorzystać do golenia. Kallos ma trochę silikonów, więc doskonale nawilża i wygładza. Skóra jest mięciutka, przeprzyjemna w dotyku, a po czasie nie pojawiają się żadne czerwone kropki. Czasami dla dodatkowego nawilżenia nakładam ciutkę aloesu lub żelu arbuzowego, polecam te wersję serdecznie.
Maska jest bardzo ok, ale myślę, że tylko jako baza pod inne składniki. Sprawdziłam inne składy masek emolientowych Kallosa i widzę przynajmniej kilka ciekawszych, więc raczej nie powtórzę tego zakupu.
Zalety:
- Dostępność.
- Dostępność w dwóch wersjach pojemności.
- Dosyć ciekawy skład, jak na maskę Kallosa.
- Gęsta, treściwa konsystencja.
- Doskonale emulguje olej.
- Nadaje się na pierwsze o w omo.
- Zmiękcza włosy.
- Ułatwia rozczesywanie.
- Świetna dla osób dążących do uzyskania tafli, bo doskonale nabłyszcza.
- Całkiem dobra na bazę pod miodowanie, olejowanie kokosem, chociaż z małą ilością oleju.
- Doskonały do golenia.
Wady:
- Specyficzny zapach, daje spiruliną.
- Wielkie, nieporęczne opakowanie.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie