Moja przygoda z Panią Walewską jest długa, ale nieciągła, urywana. Wersja klasyczna, granatowa, podobno jest mi znana, bo jedna z Babć używała jej gdy byłam dzieckiem (a nawet jeszcze wcześniej). Szczerze mówiąc, nie kojarzę granatowej Walewskiej z moją Babcią... już prędzej z jej siostrą, a moją Ciocią, która od wielu, wielu, wielu lat miała swój zakład fryzjerski, który często odwiedzałam. (...) Nie chcę za dużo tu opowiadać o wersji klasycznej, bo to nie miejsce na to (tylko na "Białą"!), a poza tym nie potrafię wyłonić z pamięci tego zapachu. Co prawda, coś mi w głowie świta, ale to nie musi być właściwy kierunek, dlatego dopóki sobie faktycznie nie przypomnę klasyki, nie będę mówić na jej temat! A obrałam sobie za punkt honoru, by ją poznać (tzn. przypomnieć sobie o niej).
Przechodząc do rzeczy i ucinając rozpoczęty wątek o granatowej, zaintrygowały mnie tutejsze opinie na temat Walewskich. Od początku mojej działalności wizażowej (czyli właściwie od niedawna) obserwuję Panią MissYou00; nasze gusta zapachowe nie zawsze są zgodne, wręcz często odmienne (ona lubi słodkości w stylu trudnego dla mnie LVEB, albo karmelkowe mordoklejki, a ja nie potrafię ich znieść; ją męczy zapach białych lilii, a mnie uzależnia i upaja do tego stopnia, że uważam, iż nie ma nic lepszego do wąchania! Są co najwyżej równie wspaniałe aromaty), ale bywa też tak, że jej zachwyt powoduje we mnie ciekawość i nastawienie: 'SPRAWDZAM!' Tak było w tym przypadku. Chciałam sprawdzić, przez co Pani MissYou musiała "zbierać szczękę z podłogi"... Do tego 'szału uniesień' dołączyły po czasie głosy innych użytkowniczek, jak np. GrindLady (z którą zapachowo mi po drodze, a Biała Pani W. była przez nią chwalona), czy najsłynniejszej zwolenniczki Pań Walewskich na caaaałym wizażu, Pani JoasiKotek, która skojarzyła ten zapach z postaciami Jane Austin (sentymentalny klimat angielskiego 'bułkę przez bibułkę' lubię, bo jest SUPERESTETYCZNY, ale przez te powiastki nie przebrnęłam - takim Harlequinem jechały!). Wszystko to zaczęło mnie solidnie intrygować... Potrzebowałam też 'tani' egzemplarz na co dzień, żeby 'drogie' mieć od okazji. Perfumy od Miraculum zarysowały mi się w głowie jak coś, czego szukam... Nagadałam się Mamusi o Walewskiej - ku jej zaskoczeniu (nie wiedziała, że poza granatową istnieją jakieś inne; nie wiedziała też, że jestem zdolna zainteresować się z psikaczem PRL-u). Zamówiła więc w drogerii u swojej koleżanki "Noir" (bo tę wybrałam na początek, tym razem dzięki opinii małejdagi i prezentu od jej Babci ;)), ale... przypadkiem, będąc na zakupach, trafiła na "Sweet Romance" i wersję "Białą". Wysłała mi MMSem zdjęcie perfumek... Minimalistyczny kartonik z romantycznym złotym napisem "Pani Walewska" - czcionka jak kaligrafia listowa - oraz złotym profilem Marii Walewskiej.
Ach! ;) Ta Mamusia... :) Kochana! :* ♥️
... PANI WALEWSKA "WHITE"...
Kartonik jest laminowany, śliski, ma w swojej strukturze drobne tłoczenia (nie jest jednoznacznie gładki, ale w żadnym razie nie jest matowy). Nasza złota dama widnieje zarówno na daszku (sam złoty profil/cień), jak i na froncie (w postaci medalionu kamea). Rewers zawiera skład oraz krótki opis w języku polskim, angielskim, rosyjskim, ukraińskim, litewskim, czeskim i słowackim, z którego dowiadujemy się o mieszance zapachowej (delikatne białe kwiaty połączone ze zmysłową ambrą i wanilią).
W kartoniku znajduje się buteleczka kształtem nawiązująca do "czapki Napoleona"... Może to być wariacja na ten temat (w końcu Napoleon był z Walewską w zażyłych... hm, stosunkach... heh... ;]), ale dla mnie to po prostu kształt retro flaszeczki perfum! :D Na żywo prezentuje się znacznie ładniej, niż na zdjęciach. Czuć tę roztkliwiający czar Belle Epoque, do którego od zawsze było mi 'tęskno' (bo to nawet PRL nie jest!). Ta wersja została zdecydowanie uwspółcześniona, gdyż te prlowskie miały jeszcze tę 'nóżkę' w podstawie, były też dostępne w większych pojemnościach; dziś dostępne są prawdopodobnie tylko 30-militrówki. Flakonik naprawdę urokliwy! Taki niedzisiejszy, staromodny, a ja bardzo lubię ten styl! :) Przypomina jakiś porcelanowy zbiornik - zarówno kolorem, jak i kształtem, ale też wykończeniem. Biały, opalizujący, gładki, błyszczący - jak porcelanowa figurka. Złote dodatki tylko jeszcze wzmacniają ten porcelanowy vintage styl! Cudownie ze sobą koresponduje połączenie złota i bieli! Kamea Walewskiej i jej 'charakter pisma'... Wygląda to naprawdę intymnie, z dużym oddaniem i romantycznym westchnięciem, jakąś tęsknotą i nostalgią... Bardzo udany zabieg, gratuluję! Jest to naklejka, a nie tłoczenie, ale mi to nie przeszkadza. Wielu też uskarża się na zbyt cienki, blaszany koreczek, ale przypominam, że za ten flakonik zapłacimy góra 25 zł. a nie 250. Po co dokładać niepotrzebne koszta w celu upiększenia flakonika? Naklejka jest przezroczysta, a jej brzegi nie rzucają się w oczy. Według mnie jest estetycznie. Jasne, że mogłoby być bardziej - ale po co? Przecież i tak jest pięknie i w zupełności wystarczająco! Atomizer działa sprawnie, więc naprawdę nie ma co się czepiać. A dla mnie i tak najważniejszy jest zapach.
Jak się w nim odnajduję i co ja w ogóle o nim myślę?
Podpisuję się pod wszystkimi opiniami, w których pojawia się wzmianka o...
"białych kwiatach w ciepłej tonacji", "mydełkowatości", "kremowatości", "miękkości", "subtelności", "bezpieczeństwie", "czystej pościeli" czy ogólnej "czystości", "zapachu do snu", "świeżym praniu", "kąpieli" - bo takie też są te perfumy. Ale! Wspomniana wyżej Pani GrindLady doszukała się tu "męskich nut" - i ja też je wyczuwam. Niby kobiecy, a wręcz dziewczęcy zapach, subtelność pełną... hm, pełnym licem, to jednak raz na jakiś czas wyskakuje coś chropowatego, obecnego w męskich zapachach. Momentami wydają się być wręcz cytrusowo-drewniano-herbatkowy, taki orzeźwiająco suchy (pewnie przez ten linalol i cirtonelol w składzie, które zawiera cytryna, lawenda, czy bergamotka). Nuty trawiaste, które tu są, zawdzięczamy kumarynie, która również została wykorzystana do produkcji tych perfum. I wreszcie α-izometylojonon, który nadaje pudrowatości i mydełkowatości kompozycji (doskonale zgrywa się z nutami drzewnymi), przypomina zapach irysów... a nawet też trochę naśladuje fiołki! Ponadto wybrzmiewa trochę podobnie do białego piżma, ale pozbawiony jest tego pieprznego charakteru piżma. Chyba rozwiązałam zagadkę, skąd ten puderek/kremowatość/mydełkowatość, skąd ta zielonkawa poświata w bieli, skąd ta miejscowa suchość i ciepło (jestem farmaceutką, która bardzo lubi zabawić się w detektywa - szczególnie, gdy skład jest czytelny). Podoba mi się to rozwiązanie, na jakie zdecydowało się Miraculum i że nie poszło na łatwiznę. :) Spodziewałam się tu białych lilii, skoro jest to wersja białokwiatowa. Lilii tu nie ma. Konwalii też nie. Ani frezji. Ktoś porównał ten zapach do "Gucci Flora" i rzeczywiście znalazłabym wspólny mianownik (a więc tak pachnie gardenia!) To może wydawać się dziwne, ale Walewska bardziej mi się podoba. Ja bym wskazała też podobieństwo do "My Way", no czyli co? Tuberoza? (Uczę się tych zapachów) Jaśmin indyjski? Kwiat pomarańczy? To wszystko to białe kwiaty. Popularny biały bukiet - co nie zmienia faktu, że bardzo ładny! Wanilia jest tu podana bardzo ciekawie, elegancko i ze... "smakiem" - puchata, kłębiasta, mięciutka, ciepła i... ani syntetyczna ani jadalniana... to nie żaden słodki przymuleniec, od którego może się niektórym (np. mi) zrobić niedobrze. Żadna rurka z kremem, żaden serek homogenizowany, żadne lody waniliowe.
Skojarzenie z postaciami Jane Austin jest całkowicie uzasadnione, bo to jest właśnie ten klimat łączący delikatność i elegancję. Znajduję w nim szczyptę niewinnej wyniosłości, która jest bardziej urocza i rozbrajająca, aniżeli kostyczna i sztywna. Jako uzupełnienie stylu empire, ten zapach sprawdziłby się doskonale, ale na szczęście nie jest dla niego ograniczony, to po prostu niezwykle przyjemny codzienniak. Nie czuję w nim nic, co miałoby jakkolwiek uwodzić, czy kokietować - to absolutnie nie ten typ perfum! Jest jak czyste ciało wynurzone z wanny pełnej piany, wytarte świeżym pachnącym ręcznikiem. Powtarzające się nawiązania do procesji Bożego Ciała są bardzo celne i ujmujące (niewinne dziewczynki ubrane w białe odświętne sukieneczki, białe rajstopki z motywem ażurowej różyczki i pasujące kolorystycznie pantofelki rozsypują płatki kwiatów). Klimat wczesnowiosennej porannej mgły rozpostartej nad cichą łąką również wpisuje się w eteryczny i lekki charakter tego pachnidła. Tytuł sugeruje wspomnienie białej damy, ale bynajmniej nie chodziło mi o zagubionego bielmookiego ducha młodej pani, który nie bardzo rozumie, co się z nią dzieje i dlaczego ludzie na jej widok uciekają w popłochu... Nie. To raczej właścicielka ślicznej, przytulnej sypialni w stylu prowansalskim, gdzie stoi ogromne drewniane łoże przykryte pachnącą pościelą, gdzie okna są otwarte na rozścież, firanki wywiewa przeciąg, a podłoga i meble są wymyte mydłem marsylskim. Miłośniczka białych i kremowych zwiewnych sukienek oraz jasnych ciepłych swetrów (im miększy materiał, tym zapach perfum trwalszy i bardziej intensywny). To też biała retro łazienka ze złotymi elementami i cudną wolnostojącą wanienką pełną puszystej piany. Zapach czystego, spokojnego ciała. Działa kojąco na zmysły, nie jest nachalny, ani migrenogenny. "Biała Walewska" jest raczej jednostajna - pomijając ostre alkoholowe otwarcie (które wietrzeje po paru minutach, bez obaw), to w zasadzie niczym nie zaskakuje - męskie akordy pulsują w tle i od czasu do czasu jakaś cytrynka wepchnie się na plan pierwszy, ale wiadomo, czego się spodziewać - jest bowiem przewidywalna, ale to żadna ujma! Skoro zapach jest piękny - jak ten - to wprowadzanie w tę harmonię zamętu mogłoby się okazać błędem... przecież na rynku istnieje tyle perfum z tak cudną, np. 'głową', że aż żal ją tracić! ;) ale później niestety następuje jakiś nieprzyjemny zgrzyt, bo kompozycja w miarę upływu czasu rozbrzmiewa czymś dziwnym i już nie tak cudnym, jak na początku... Z perfumami nierozwojowymi nie ma tego problemu. Trwałość na "perfume spray" po prostuuuuu... Nie do zdarcia! Na ciele i na włosach czuć je kilka godzin bez poprawek (po 8 godzinach stają się bliskoskórne, a przed upływem tego czasu czuć je z odległości wyciągniętej ręki), jestem w szoku! Ogona co prawda nie zostawia (szkoda...) ale... no cóż... ;) zaś ubrania, materiały spsikane tym zapachem pachną dwa, czasem trzy dni.
... ;)
Mimo, że lubię ciężki orient lub szypr (ale nie żadne gourmandy, karmelowo-waniliowe mordoklejki), to jednak wierna jestem kwieciuchom... Szczególnie białokwiatowcom z domieszką leśnych akordów (tylko nie owoce leśne! Mówię o drewnie, mchu, aromatach ziemistych). Niby nie ma tu moich ukochanych białych lilii, ani frezyjek, ale w całokształcie ten zapach chwycił mnie za serce i odpłynęłam w sentymentalną krainę, do ciepłych wspomnień tak, jak robią to poszczególne utwory muzyczne, czy odwiedzanie ważnych dla mnie miejsc.... Zamyśliłam się.... I zaświtało mi w głowie to zdanie: "Biały zapach podróży"....
Ale nie chcę się za bardzo nakręcać. ;) To jest To! Niesamowicie wzruszyła mnie Pani Walewska w Bieli. Jest jak czuły dotyk ciepłej i pięknej, delikatnej, subtelnej kobiecej dłoni. Jest "MOJA"!
Stanowczo, te perfumki zostaną ze mną na dłużej. Znalazłam swój HIT na co dzień, na co noc (do snu:)) i od kaprysu za NIECAŁE DWIE DYCHY!!!!! O.o ♥️