Joop! Le Bain Soft Moments EDP 

Kiedyś w jakimś czasopiśmie z segmentu tańszych gazet dla pań natrafiłam na artykuł dotyczący plusów i minusów kąpieli w wannie i wzięcia prysznica. Artykuł przeczytałam, argumenty „za” prysznicem uznałam za logiczne, ale i tak, jako stworzenie raczej leniwe i wiecznie rozmarzone, opowiadam się stanowczo za kąpielą. Wanna i tylko wanna. Ale cóż poradzić, kiedy błąkając się po wynajmowanych mieszkaniach (lokum zmieniam średnio raz do roku), w ciągu siedmiu lat tylko dwa razy trafiłam na wannę? Teraz też korzystam z prysznica, wiem, że zajmuje mniej miejsca i zużywa mniej wody niż wanna, ale słuszność tych prysznicowych argumentów popiera rozum, a serce wciąż: Tylko wanny do szczęścia mi brak! (no, może jeszcze stałej i pewnej pracy). Kiedyś, we własnym domu, muszę mieć wannę, największą, na jaką będzie mnie stać. Przepraszam za ten przydługi wstęp, chodziło mi o nakreślenie „tła”, żeby pokazać, dlaczego Le Bain Soft Moments tak przypadł mi do gustu. Dzisiaj skończyłam próbkę i już wiem, że prędzej czy później cały flakon trafi na moją półkę. Nuty na to nie wskazują (ale nazwa – owszem), ale te perfumy w niepozornym, niebieskim flakonie pachną jak aromatyczna, słodkawa, kwiatowo-ziołowa, gorąca (ja do mycia się używam niemal wrzątku) kąpiel w puszystej pianie, taka kąpiel, która relaksuje jak nic innego, a gdyby jeszcze tak świeczki zapachowe, a gdyby jeszcze lampka wina i smętne ballady w tle, eh! Le Bain Soft Moments to taka namiastka, gdy prawdziwej wanny na razie brak ;). Używam tego produktu od: dwóch miesięcy Ilość zużytych opakowań: próbka