Kenzo Wild EDT 

Z tą wersją Kenzo spotkałam się na lotnisku bodajże w LA ale głowy nie dam. Buteleczka z prostego lekko barwionego szkła przyznam że nie zwróciła mojej uwagi-dopiero nazwa Kenzo mnie zwabiła. Lubię perfumy tego Pana. Mają taką swoją charakterystyczną słodko-rześką nutę, pewnie opatentowana molekuła no ale Kenzo sie przecież nie przyzna :P Otwierają się mocnym ostro- cierpkim kopem pieprzu i grejpfruta. Pieprz zostaje na skórze przez cały okres projekcji i chwałą mu za to :) Dalej robi się lekko musująco przez kwiat pomarańczy i gdy myslę że tak słodko już zostanie wybija się migdał. Ciekawa odsłona migdała-nie jest cukrzony jest lekko gorzkawy. W połączeniu z pieprzem i lekko kwaśnym pomarańczem tworzy niesamowitą słodko-gorzką mieszankę która momentami orzeźwia a czasem otula. Całość spowija kremowe piżmo i herbata-ale ta świeżo parzona delikatna. Całość jest niebywale harmonijna i ładna. Kojarzy mi się z beztroską i wakacjami chociaż noszę je nawet zimą. Nie wiem czy do nich wróce, bo nie wiem czy są jeszcze do kupienia :)