Więcej krzywdy niż dobrego...
Mam kilka perełek z marki Nivea do których często wracam i przy okazji takiego powrotu otrzymałam w prezencie do zakupów ten krem. Sama bym go nie wybrała, zdecydowanie dla mnie produkt do mycia twarzy musi się pienić, a po tej formule się tego nie spodziewałam, ale skoro otrzymałam to i przetestowałam.
Zamknięty został w granatowej tubce o pojemności 150ml. Opakowanie wykonano z giętkiego plastiku, a do tego stoi na zakrętce, więc wszystko ładnie spływa i wydobycie odpowiedniej ilości produktu nie stanowi najmniejszego problemu. Zatrzask jest szczelny, troszkę siły trzeba włożyć w jego otwarcie, ale nie jest to nic nadzwyczajnego. Otwór do wydobycia produktu jest odpowiedniej wielkości w stosunku do konsystencji.
Zapach typowy dla legendarnego granatowego kremu Nivea. Osobiście fanką tego zapachu nie jestem, ciężko mi się go trawi, ale w porównaniu z kremem, ten jest delikatniejszy, a i krócej mąci w nosie, bo po użyciu się zmywa i zapach znika.
Konsystencja gęsta, kremowa o białym kolorze. Nie trzeba jej wiele do umycia twarzy, więc produkt jest wydajny.
Nałożony na zmoczoną wcześniej twarz nabiera wyjątkowej delikatności, pod wpływem wody zmienia się w bardziej mleczko niż krem. Jest bardzo delikatny, ale też lekko tłusty. Zmywa się dobrze, cera po jego użyciu jest miękka i jakby pulchniejsza, ale jednocześnie tłusta...
Niestety, resztki makijażu bardziej rozmazuje niż zmywa. Ja zawsze wykonuję demakijaż oczu przy pomocy wacika i mleczka/płynu, później wierzchnią warstwę makijażu usuwam i dopiero przechodzę do mycia twarzy żelem z wodą, w tym przypadku robiłam dokładnie tak samo, a jednak nie czułam tego oczyszczenia. Po jednym umyciu gdy przecierałam twarz wacikiem z tonikiem to widziałam na nim resztki makijażu. Dopiero podwójne mycie przynosiło zadowalający efekt. Bez wcześniejszego zmycia większości makijażu, ten krem po prostu robił jeden wielki miszmasz kolorów...
Kremu, z racji mojego zamiłowania do piany, nie używałam u siebie. Zawiozłam go do faceta, by mieć czym się u niego umyć i tak sobie używałam przez kilka miesięcy po 2-3 dni, by następnie wrócić do siebie i znów mieć od niego przerwę. Z racji długiego wolnego przeprowadziłam się na parę tygodni do chłopaka i siłą rzeczy używałam tego produktu regularnie i tu zaczęły się pojawiać problemy. Pierwsze co zauważyłam to zwiększające się podrażnienie po każdym umyciu cery, z dnia na dzień coraz bardziej mnie piekła twarz po zastosowaniu tego kremu, ale to jeszcze nic. Po ok 2 tygodniach moją twarz wysypało! Ja nigdy nie miałam problemów z wypryskami, jak coś to pojawiają się z mojej własnej głupoty i jestem tego świadoma, natomiast na twarzy naliczyłam ich 8 i to praktycznie w przeciągu 2 dni tak wyskoczyły. Używałam wtedy nowego dla mnie toniku, a do kremu miałam zaufanie (w końcu te kilka miesięcy już ze mną był), więc odstawiłam tonik i nieświadoma zagrożenia dalej używałam tego produktu od NIVEA. Dopiero po pewnym czasie mnie tknęło i go odstawiłam... Wyleczyłam wszystko i na spokojnie już u siebie znowu zaczęłam używać podejrzanych kosmetyków, ale po toniku nic mi nie było, a po tygodniu z NIVEA znów mam wypryski... Już nie w takiej ilości i nie takich rozmiarów, bo mam pewność od czego i zaprzestałam używania, ale jednak się pojawiły. Tak więc, nawet mnie, osobę bez skłonności do niespodzianek, ten produkt po prostu zapchał, a co dopiero jak ktoś jest na to podatny?!
No niestety, ale ten kosmetyk się nie broni, więcej wyrządza krzywdy niż dobrego. Mojego już nie zostało dużo, ale i tak trafia tam gdzie jego miejsce - do kosza!
NEUTRALNE:
- zapach
Zalety:
- wygodne i szczelne opakowanie
- przyjemna konsystencja
- cera wydaje się miękka i pulchna
Wady:
- zapach
- pozostawia tłustą powłoczkę
- słabo zmywa resztki makijażu
- uwrażliwia i podrażnia cerę
- zapycha
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie