Idealna do metody 7 skin.
Tej esencji używam od lat, zużyłam już kilkanaście butelek. Zanim poznałam metodę 7 skin, esencja pełniła u mnie rolę takiego katalizatora dla kremu - po toniku, przed kremem. Na jeszcze wilgotną esencję porcja nawilżacza. Sprawdzało się to u mnie znakomicie.
I wtedy przyszła pora na 7 skin. Metoda poznana zupełnie przypadkiem, w rozmowie ze znajomą Koreanką. I przepadłam. To zdecydowanie pielęgnacja dla mnie, esencja Bielendy świetnie się sprawuje.
Czym jest metoda 7 skin? W dużym skrócie to nakładanie, raz dziennie przez jakiś okres czasu, 7 warstw toniku/esencji. Po co? By nawilżyć. Twarz po takim zabiegu jest jasna, rozpulchniona, chłonie wszelkie sera czy kremy jak gąbka. Długofalowe działanie jest takie, że ja już w tej chwili nie wiem, co to suchość, suche skórki, dyskomfort, wypryski, przebarwienia. Jakość skóry na mojej twarzy jest bliska ideału. Tak, i to wszystko od 7 warstw toniku/esencji nawilżającej.
Metodę 7 skin można pod siebie dopasować, nie trzeba nakładać tych 7 warstw, mogą to być i trzy warstwy, wszystko zależy od tego, jaką mamy cerę i jakie kosmetyki. Pierwszy taki 'zabieg' może trwać i dwa tygodnie, później lepiej robić to rzadziej - ja 7 skin robię sobie raz w miesiącu, przez 3-4 dni. Jest ok.
Multiesencja Bielendy jest kosmetykiem dość mocno nawilżającym. Pokochałam w niej tez to, że fantastycznie uspokaja cerę, dodaje jej życia. Kiedy mam akurat okres bez 7 skin i używam jej między tonikiem a kremem/serum, pięknie transferuje to co w serum najlepsze w głąb mojej skóry. Tak, widzę różnicę w działaniu serum gdy nie nałożę pod spód esencji ;)
Cudowny kosmetyk, chyba jedyny taki na polskim rynku. Bielenda wypuściła teraz esencje w serii Fresh Juice, ale to jednak nieco inna esencja, bardziej lepka, żelowa. To jest lekutki, nielepiący się płyn nafaszerowany mnóstwem dobroci (Saccharomyces Ferment Filtrate!). Nakładam ją zawsze palcami bo mam wrażenie, że płatek kosmetyczny lekko przytępia jej działanie ;) Wklepana palcami daje naprawdę świetne efekty. Ale ja nawet tonik po myciu nakładam palcami, już przy zmywaniu oczu płatkami kosmetycznymi mam wyrzuty sumienia, że produkuję niepotrzebnie śmieci. Ale oczu nie umiem inaczej zmywać, a płatki wielokrotnego użytku się u mnie nie sprawdziły (ale to temat na inną recenzję).
Będę bardzo płakać, gdy ta esencja i jej siostry (równie fajne, ale ja zawsze wracam do różowej) znikną na stałe z oferty Bielendy. Póki co kupuję swoje zapasy w Kosmyku.
Kosmetyk idealny. Nigdy mnie nie skrzywdził, a gdy mam na twarzy problem to wiem, że ta esencja to pewnik i zawsze mnie uratuje. Wielofunkcyjna. Tania.
Bielendo, robisz to dobrze ;)