Powrót do natury Naturalne mydło z bursztynem (nowa wersja) 

W ostatnich miesiącach znacznie przegięłam z zakupami kosmetycznymi, a m.in. właśnie z mydłami w kostce, których jeszcze do niedawna nie używałam wcale. Ale jak tylko staram się ograniczać zakupowo, to momentalnie z różnych źródeł trafiają do mnie kosmetyki, na które nawet nie powinnam kierować wzroku. Tak było właśnie w przypadku tego mydła, które otrzymałam w pudełku subskrypcyjnym w zestawie z dwoma innymi - o zgrozo! Marki wcześniej nie znałam. Mydeł używamy w domu tylko i wyłącznie do mycia rąk. A że z córką mamy bardzo suche skóry, ja okresowo atopową, to szukamy takiego, które nie będzie siał spostoszenia na dłoniach. Tutaj otrzymujemy kostkę w bursztynowym kolorze i o zapachu zbliżonym do szarego mydła. Zapach nie jest wybitnie intensywny, nie pozostaje na skórze, więc nie powinien nikomu przeszkadzać. Dodatkowo mydło zawiera peelingujące drobinki. Małe i ostre, ale jest ich tak niewiele, że nie wykazują praktycznie żadnego działania złuszczającego. Dlatego nie powinny podrażniać skóry nawet przy wielokrotnym myciu rąk w ciągu dnia. Kostka ma prostokątny kształt, ale z racji zgrabnych rozmiarów i dosyć szybkiego zmydlenia szybko przybiera opływowe kształty, dzięki którym lepiej leży w dłoni. Mydło nie tworzy ogromnej masy piany, ale pieni się dobrze, tworząc taką jakby gęstą emulsję, która miękko otula skórę. Aż ma się wrażenie, że już podczas mycia pielęgnujemy dłonie. Mimo to skutecznie oczyszcza, nawet paluchy upaprane podkładem. Łatwo się wypłukuje i nie pozostawia nieprzyjemnej warstwy. Nie wysusza skóry, delikatnie ją wygładza i koi, aczkolwiek w moim przypadku użycie kremu jest konieczne. Ale to chyba również kwestia siły przyzwyczajenia. Z resztą nie wymagam od mydła niewiadomo jakich właściwości odżywczych. I byłaby to mydlana miłość, gdyby nie jego właściwości fizyczne. Na początku kostka nie rozmięka ani nie pęka, ale gdzieś tak od połowy pod wpływem wody robi się mocno rozlazła. Coś jak surowe kruche ciasto, które pod wpływem ciepła dłoni zaczyna się kleić, rozciapywać i niemalże rozpływać. Pod koniec to już odpadało całymi kawałkami. Nie dość, że jest to mało higieniczne i estetyczne, to jeszcze mocno uderza w wydajność. Mydło pozostawia osad na umywalce. Skład krótki i bezpieczny, choć bez fajerwerków. Mydło zapakowane jest w tekturowy kartonik z wizerunkiem bursztynu i podstawowymi informacjami. Dodatkowo zabezpieczone zostało foliowym opakowaniem. Jako, że otrzymałam je w boksie kosmetycznym, to nie mam pojęcia jak wygląda sprawa z dostępnością i cena. Ja się z tą marką nie spotkałam stacjonarnie. Albo nie zwracałam na nią uwagi... Mam jeszcze 2 inne mydła Powrotu do natury, które zużyję, a do tego nie będę już wracać.

Mydło dość jasne, bardzo przypominające kolorem drewno. Zapach przypominający polakierowane, wyschnięte drewno. Jednak nie jest on jakoś bardzo nieprzyjemny. 100% do zniesienia. Po użyciu go można poczuć małe drobinki. Jak dla mnie można tym mydłem zrobić taki delikatny peeling. Bardzo dobrze się do tego nadaje. Może i nie zdziera skóry, ale dobrze ją oczyszcza. Na skórze pozostawia lekko swój zapach, ale szybko znika, więc nie trzeba się o to martwić. Tak jak inne mydła tej firmy działa na skórę odżywiająco. Sprawia, że skóra wygląda zdrowo. Nie zwiększa podrażnienia na skórze po goleniu. Regeneruje jeśli tego wymaga nasza skóra (moja baaardzo). Jednak swoim działaniem nie przebija mydła z olejem migdałowym i arganowym.