Charlotte Tilbury Cheek To Cheek, Blusher Róż w pudrze

Różu od Charlott używam od półtora roku, kupiłam go sobie na urodziny po nieudanym eksperymencie z różami Haurglass i nie żałuje! Róż dostajemy w przepięknym luksusowym opakowaniu z lusterkiem. Posiadam kolor Pillow Talk i przy mojej jasnej karmacji wygląda naprawde super. Czasami stosuje go nawet zamiast brązera. Ma satynowe świetliste wykończenie. Wygląda baradzo elegnacko na skórze i jest to kropka nad i mojego makijażu. Nie tworzy plam super się rozprowadza zarówno na samym podkładzie jak i po przypudrowaniu. Idealnie wspólpracuje z brązerem który nakładam od Haurglass. Puder nakładalam róznymi pędzlami i efekt zawsze jest super. Jest bardzo wydajny mam go półtora roku i nie widac jeszcze by się kończył. Uwazam ze za taka cene i wydajność mozna w niego zainwestowac a napewno nie sprawi rozczarowania.

Róż to jeden z moich ulubionych elementów makijażu i szukam ideału. Mam typowo słowiański jasny odcień skóry z różowymi półtonami. Najlepiej u mnie wyglądaj chłodne róże. Wcześniej zużyłam kilka opakowań Nars Orgasm, ale chciałam poużywać teraz czegoś nowego. Udałam się do Sephora i po obejrzeniu kilku opcji z różnych marek, najbardziej spodobał mi się produkt od Charlotte. Mam odcień Love is a drug To nie jest reklama, produkt kupiłam za własne środki. Opakowanie: ładne, eleganckie z lusterkiem. Produkt: roz składa się z dwóch odcieni: środek jest cukierkowo różowy, a większy odcień idzie bardziej w stronę ciepłego odcienia. Bałam się, że kolor będzie za ciepły, ale zrobiłam Swatcha i przepadłam ;) Kolor był dokładnie taki jaki ego szukałam. Odcień: idealny nie za chłodny, nie za ciepły róż. Można powiedzieć 100% różu w różu. Ładnie stapia się ze skórą, ładnie leży i jest niesamowicie trwały - mam cerę mieszaną w stronę tłustej, i nawet po 8h w klimatyzowanym biurze ładnie utrzymuje się na cerze. Uwaga! Jest bardzo mocno napigmentowany, więc bardzo łatwo przesadzić. U mnie wystarczy że musnę pędzlem po produkcie i to wystarcza na wyraźny kolor na policzku. Jest dość wydajny - używam już 4 miesiące i dopiero zaczynam widzeń denko. Jedyny zarzut to cena. Ok 200 zł, ale to praktycznie wysokopółkowy, więc kto może sobie pozwolić, uważam, że warto zainwestować. Szczerze polecam!

Mam ten róż w odcieniu Pillow Talk. Kupiłam go w Szczecinie w Galerii Kaskada. I jest to cudowny, naturalny róż, jeśli ma jakieś drobinki to one w tej części zewnętrznej praktycznie nie wyczuwalne. Trzyma się świetnie na skórze. Idealnie pasuje do mojej zimno - żółtej karnacji. Nadaje efekt naturalnego pięknego rumieńca. Opakowanie jest bardzo gustowne. Cena jest spora, ale warto go kupić. Jest po prostu cudowny.

To był mój pierwszy kosmetyk tej marki. Po pierwszym użyciu zrozumiałam dlaczego tyle kosztuje i skąd ten luksus. Jestem osobą bladą, kolor, który posiadam to First Love - idealny dla bladej cery!!!! ZAWARTOŚĆ- idealnie gładko sprasowany róż, w dwóch kolorach, które mieszam; ma bardzo delikatne drobinki, które nadają subtelny glow, ale jest to bardzo naturalne; produkt jest bardzo drobno zmielony i bardzo wydajny, używam od ok. miesiąca i nie widzę żadnego ubytku; dla mnie ten kolor jest idealny do jasnej karnacji, nie można sobie zrobić nim krzywdy; utrzymuje się bardzo długo, nie robi plam, pięknie blenduje; chyba w moim rankingu róży przegonił mój ukochany Dandelion z Benefit OPAKOWANIE- luksusowo wykonana kasetka w pięknym burgundowym kolorze, ze złotą ramką i bardzo dobrym lusterkiem; idealna na podróże

Posiadam róż w odcieniu Ecstasy. Składa się on z dwóch odcieni. Zewnętrzne kółeczko to ciepły, brzoskwiniowo-koralowy kolor. Środek zaś to ciepła brzoskwinia z dodatkiem różowych tonów. Oba kolory zmieszane ze sobą dają ciepły, brzoskwiniowy odcień. Róż jest drobno zmielony, jedwabisty, delikatnie się pyli. Jest bardzo dobrze napigmentowany, jego intensywność można łatwo stopniować. Dobrze nakłada się na pędzel i doskonale stapia ze skórą. Nie robi plam, daje lekko rozświetlające wykończenie. Jeśli chodzi zaś o trwałość to jest ideał. W swojej kolekcji mam 20 róży różnych marek ale tylko Charlotte utrzymuje się na twarzy cały dzień. Róż zamknięty został w luksusowej puderniczce, lekkiej i poręcznej. Cudeńko.

Moj makijaz ogranicza sie do minimum - podkład, róż, tusz pomadka.. Róż to moj ulubiony kosmetyk i mam ich mnostwo w swoim kuferku i ciagle szukam tego, ktory rzuci mnie na kolana. Ogladajac makijaze Charlotte Tilbury zakochalam sie w pieknej serii Pillow Talk, cieni niestety nie uzywam wiec kupilam pomadke i róż do policzków w kolorze Pillow Talk. Pomadka to wyrzucone pieniadze(ale to juz w innej recenzji) natomiast róż jest cudowny!!!! Jest drobno zmielony, super napigmentowany, pieknie sie rozprowadza, nie robi smug, i kolor jest piekny, jest to cos w stylu dusky rose czyli "brudny" róż troche w brazie ale absolutnie nie jest "szary", daje piekny kolor, rozswietla buzie ma drobinki ale absolutnie nie sa one nachalne, w srodku maly rozswietlacz daje cudny efekt, ja osobiscie uzywam tylko rozu czyli bazowego ciemniejszego kolory. Piekne opakowanie z lusterkiem, jak do tej pory nie spotkalam sie z takim rozem. Jedna wada jest cena 30£ to bardzo duzo jak na róż - ale warto

Róż kupiłam już na fali mojego wielkiego zainteresowania marką i samą osobą Charlotte, jednak tym ostatecznym "popchnięciem" w jego stronę były zachwyty Red Lipstick Monster. Podobnie, jak ona skusiłam się na kolor Love is the drug, bo też jestem dość blada. Szczerze powiedziawszy, nie wiem jak ona tego różu może używać nie robiąc sobie nim kuku. Na mnie po prostu jest okrutnie jaskrawy, intensywny i mogę sobie otrzepywać pędzelek, wycierać, nic mi to nie da. Jedynie nadaje się dla mnie odcień tego zewnętrznego kółeczka, dlatego zrobiłam swojemu różowi operację. Wydłubałam nożem wewnętrzną część, skruszyłam zewnętrzny okrąg i sprasowałam róż na nowo z pomocą alkoholu. Teraz w końcu mogę go normalnie używać. Jak dla mnie Charlotte chciała dobrze, ale chyba przesadziła z tą techniką swish and pop, przynajmniej w przypadku tego odcienia, dobierając tak kontrastujące kolory. Jeśli zaś chodzi o konsystencję, jest świetna. Aksamitnie gładka, nawet po sprasowaniu na nowo. Fajnie się nabiera na pędzel, ale trochę pyli na boki. Puder fajnie przyczepia się do twarzy, dobrze blenduje i pozostaje na miejscu cały dzień. Dodatkowo produkt ma piękne i bardzo eleganckie opakowanie w kolorze brązu ze zlotem. Bardzo dobrze leży w dłoni i jest kompaktowe jeśli chodzi o przechowywanie i podróże. Podoba mi się też malutka gwiazdka wygrawerowana w opakowaniu.

Oceniam odcień ze zdjęcia Love Glow - składa się z dwóch odcieni różu dość chłodnego jasnego i utrzymywanego w podobnej tonacji , o jakieś półtora tonu cieplejszego różu. Kasetka solidnie wykonana , mimo iż kilka razy spadła mi na kafelki w łazience nadal pełna forma :) Róż jest pudrowy , drobno zmielony leciutko się pyli. Świetnie chwyta sie pędzla , fenomenalnie przykleja się do policzka. Jest świetnie napigmentowany , ale intensywność można sobie z powodzeniem stopniować. Nie traci na intensywności w ciągu dnia , drobinki rozświetlajace zawarte w różu nie migrują po całej twarzy, dodatkowo są bardzo nie nachalne. Praca z podkładem i bronzerem na wielki plus , nic się nie wałkuje ani nie roluje. Produkt nie osadza się na włoskach na twarzy. Ciężko ocenić go pod kątem robienia plam - mam wprawną rekę , ale każdy róż nakładam delikatnymi pociągnięciami , gdyż przy zbyt mocnym dociskaniu to każdy produkt do konturowania zrobi z nas rosyjską babuśkę. Efekt daje pięknej leciutko zaróżowionej cery , dodatkowo jest wydajny, więc jeśli ktoś szuka wysokiej jakości różu , który starczy na długo polecam szarlotkę :)