Piankę kupiłam w promocji za około 20zł w drogerii internetowej. Lubię markę Nacomi i miałam nadzieję, że sprosta wymaganiom mojej suchej, wrażliwej cerze. Nic z tych rzeczy, pianka zrobiła mi wręcz krzywdę, ale po kolei.
Wiele osób tu pisze, że pianka ma średnio działającą pompkę, jest wodnista i ogólnie robi słabą pianę. U mnie akurat pompka działała dobrze, nie zacinała się, tworzyła formę pianki. To, co mogę jej zarzucić to faktycznie fakt, że nie dało się z nią długo popracować i dokładnie oczyścić twarz. Szybko znikała, trzeba było albo ją dokładać, albo od razu dać nie jedną czy dwie dozy a pompować ją 5, niekiedy nawet więcej razy. Przez to jest niewydajna. Doceniam natomiast słodki, lekko cukierkowy zapach przypominający watę cukrową.
Obietnice producenta brzmią: 'Pianka wspomagająca regenerację oraz odżywienie skóry, wykazująca działanie myjące i oczyszczające. Odblokowuje pory, działa kojąco oraz wspomaga przenikanie substancji aktywnych w głąb skóry. Wegańska, naturalna, do mycia i demakijażu twarzy'. A teraz - co jest z nią nie tak? Działa po prostu źle. Właściwie większość z tych obietnic nie przełożyło się na rzeczywistość. Jedyne, co przyznaję to to, że nie podrażniała, nie szczypała w oczy i nie wysuszała skóry. Na tym jej plusy się kończą. Stosuję zwykle dwuetapowe oczyszczanie twarzy, czyli najpierw zmywam makijaż za pomocą olejku a później oczy domywam płynem micelarnym. Drugi etap to zmywanie olejku i micela właśnie pianką i z tym radziła sobie kiepsko. Ciężko jej było zmyć olejek, który i tak uprzednio częściowo zmywało się wodą, trzeba było ją dokładać po 2-3 razy i wraz miałam poczucie, że skóra jest słabo umyta. Nie wiem jak miałaby sobie poradzić z całym makijażem. Obiecane odblokowanie porów (nie wiem jakim cudem) miało u mnie efekt odwrotny - kaszka i pełno zaskórników. To musiała być wina tej pianki, ponieważ nic innego, oprócz niej, nie włączyłam do swojej pielęgnacji. Nie chciałam jednak od razu jej skazywać i zrobiłam test - odstawiłam ją na jakiś czas, podleczyłam skórę, pozbyłam się zaskórników i dałam jej drugą szansę. To był mój błąd. Po kilku myciach nie dość, że skóra znowu mi się zapchała, to jeszcze na brodzie i skroniach pojawiły się bolesne wulkany, po których na długo zostaną szarawe przebarwienia. Taka pamiątka na 'do widzenia'. To był przysłowiowy gwóźdź do trumny dla tego kosmetyku, nie będę jej dawała więcej szans, nie nałożę jej więcej na skórę. Jeśli nie zużyję jej do mycia butów to z hukiem wyląduje w koszu.
To chyba pierwszy kosmetyk od Nacomi, który okazał się dla mnie totalnym niewypałem. Uwielbiam ich olejek do mycia ciała, lubię też różaną maseczkę do twarzy (choć też ma jedną, drobną wadę, to przynajmniej krzywdy mi nie zrobiła), ale nie mam totalnie ochoty próbować innych produktów myjących do twarzy. Najzwyczajniej nie chcę powtórki z rozrywki.
Zalety:
- nie podrażnia, nie uczula, nie szczypie w oczy, nie wysusza skóry
- ładny, słodko-cukierkowy zapach
- wygodne opakowanie
- cena niby nie wysoka, ale mam poczucie, że to i tak pieniądze wyrzucone w błoto
Wady:
- spowodowała wysyp niedoskonałości w postaci kaszki, zaskórników i bolesnych stanów zapalnych
- szybko znika z twarzy, nie da się z nią długo popracować, trzeba jej sporo dokładać
- nawiązując do tego co wyżej, jest niewydajna
- ciężko domywa resztki makijażu, nie miałam poczucia dobrze oczyszczonej cery
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie