Uwielbiam całonocne maski do twarzy. Są jak supertuning dla kremu i jeśli dobrze je dobierzecie potrafią poczynić zuważalne przy porannej toalecie cuda. Zwykle wybieram nawilżające lub regenerujące, zresztą nazwa jest tylko nazwą, oczekuję po prostu wypoczętego wyglądu. Z takim zamiarem kupiłam tę maskę, zachęcił mnie opis, ale nie czytałam o składnikach. Dopiero jak do mnie dotarła zobaczyłam, że to taka piętnastominutowa maska instant, zapytałam u źródła czy można na noc, skazali szto niet, ale ja i tak w ramach eksperymentu zostawiłam ją na noc. Nie raz, dwa razy. Pierwszy był ok, więc zachęcona spróbowałam drugi raz, ale trzeciego nie było, bo z 10 linii pod oczami zrobiło mi się tamtej nocy 20 i zamiast skórę pielęgnować raczej ją zdewastowałam. :/ Przyznaję, moja wina.
Sama maska ma wspaniałą, bogatą konsystencję i obłędny zapach, relaksujący, ale zmysłowy, jak luksusowe perfumy, przy tym nie przesadzony. Szkopuł w tym, że nawet nałożona grubą warstwą zasycha i jakby znika na twarzy. To samo dzieje się kiedy długo masujemy nią twarz. Ale biorąc pod uwagę skład (tak sobie to wyobrażam) dzielę go na oleje, które wnikają w skórę i składniki, które tworzą na niej ten zastygający film i które mają dawać obiecywany efekt 'blurr' i liftingu (to jest widoczne na twarzy po ok. 10 minutach od nałożenia, staram się to pokazać na zdjęciu na ręce posmarowanej maską, są miejsca w których jakby skóra ją wchłonęła, ale pod palcem wyczuwam nadal śliski film). Gdybym o tym nie wiedziała pomyślałabym, że to zwykły kaolin w masce daje wrażenie zastygania na twarzy, bo odczuwalnie zachowuje się jak każda maska z białą glinką. Zmywa się dość ciężko, po zetknięciu z wodą czuć pod palcami coś w rodzaju galaretki i zajmuje dość długo, żeby to delikatnie zmyć (w tym wypadku nie polecałabym ręczniczków/ściereczek bo usuniemy ochronną warstwę). Po całym rytuale cera jest odświeżona i rozjaśniona, ale przyznam, że nie zachwyciła mnie swoim działaniem. Przypomina mi nie inne kosmetyki, ale wspomniane kaolinowe maski, choćby Babuszki Agafii w saszetkach... tym jak skóra wygląda po. Pory mniej widoczne, skóra wygładzona, szczególnie miła w dotyku, ale broń Boże nałożyć ją pod oczy, bo tylko pokreśli linie. Efekt liftingu może bardziej byłby widoczny na twarzy z zaawansowanymi oznakami starzenia do 40 roku życia myślę, że to tylko niuansy. Nie widziałam też specjalnej różnicy kiedy używałam jej dzień w dzień przez okres około 2 tygodni (może gdyby skóra była mniej wypielęgnowana coś bym zauważyła). Jest wydajna (regularnie stosowana- 4,5 miesiaca), jest fajna, ma plusy, widać, że coś tam robi, ale obym nigdy więcej nie wydała takiej kasy za podobny produkt... Za połowę, jedną trzecią a nawet mniej można znaleźć dobre zamienniki tego kosmetyku. Właściwie najprzyjemniejszy jest moment nakładania, pięknie pachnie i relaksuje. Dalej wypada też bez zarzutu, ale nie wychodzi przed szereg, niczym się nie wyróżnia. Czasem zamiast odmładzać podkreśla zmarszczki. Albo trzeba ją dopracować, albo obniżyć cenę. A już na pewno nie kupować w ciemno (tak! można kupić próbki!).
O matko, zapomniałam wspomnieć, jakby nikt tego nie widział oczywiście... te opakowania to bajka!!!
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie