Oddajcie mi te 50zł!!! Proszę...
Ja już z doświadczenia dobrze wiem, że żadne eksperymenty i wynalazki nie służą moim włosom. Tylko szampon. Żadne "psikajki" - określenie własne, toniki-wcierki, maski, GUMY(!?), olejki. Tylko szampon. Odżywki też z zasady obciążają włosy. I tak samo muszę zacząć podchodzić do pięlegnacji twarzy: żadnych fajerwerków tylko żel, peeling i krem. Ale nie ten.
Sam w sobie wydawał się fajny. Bardzo ciekawy, interesujący, przyciągnął mnie do siebie. Powiew świeżości, coś nowego. Spodobała mi się forma maseczki nakładanej na całą noc, której się potem nie zmywa. Nigdy nie lubiłam maseczek, łażenia z tym przez piętnaście minut, czekania czy tam odczekiwania, bawienia się z tym, zmywania tego. Jestem bardzo niecierpliwa : D i konkretna - lubię nałożyć krem raz a dobrze. Zresztą, po co zmywać skoro może działać całą noc; w nocy, wiadomo, skóra regeneruje się najpiękniej... : ) No, więc wszystko ustalone, wszystko jasne: po pierwszym użyciu spodziewam się cudów.
No nie, nie, nie, nie... Nie. Zostałam mocno sprowadzona na ziemię, może nie od razu, aczkolwiek dosyć brutalnie.
Po pierwszym nałożeniu, nazajutrz rano, bardzo podekscytowana, nie zauważyłam jednak żadnych efektów. Żadnej magii, żadnych cudów, gruszek na wierzbie też nie było : ( Ok, no dobrze, zachowajmy spokój, nie od razu przecież ten Rzym zbudowali. Bądźmy wyrozumiałe. Po drugim, trzecim razie czułam, że ta skóra była ściągnięta, że to nie szło w dobrym kierunku, coś było nie tak. Ale dopiero gdy po nałożeniu zaczerwienił mnie tak niesamowicie, Pierwszym Raz w Życiu (!), gdy tak mocno mnie podrażnił, wywaliłam to dziadostwo na pysk. Tak się wkurzyłam, że... wypompowałam całe to opakowanie do kąpieli dla stóp. Wszystko tam ląduje, co mnie zawiodło, a czego przecież się nie wyrzuci. Biedne te stopy... Po domu chodziłam z głową pod pachą, żeby przynajmniej nikt mnie nie wyśmiał. Miałam już wystarczająco dużo: ból, podrażnioną, biedną skórę twarzy i wygląd buraka. Zawstydzonego buraka. Nie potrzebowałam jeszcze głupich śmichów-chichów. Czułam się jakbym wytarła sobie... twarz pięćdziesiątką i spuściła ją w klopie.
Wielkie brawa dla Orientany za wegańskie składy, za Szacunek i Miłość do Zwierząt, chapeau bas dla twórczyni marki, Pani Anny Wasilewskiej; Całusy i Buziaki za pasję, pomysł i przedsiębiorczość.
Krem jednak nie działa, nie spełnia oczekiwań i pokładanych w nim nadziei, a ponadto robi krzywdę! Szkoda. A tak się dobrze zapowiadał...
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie