Boscia Luminizng Black Mask Czarna maseczka rozświetlająca

Nie przepadam za maseczkami peel off bo z ich sciągnięciem bywało różnie, jednak ta maska pozytywnie mnie zaskoczyła. Maseczkę znalazłam w mniejszej pojemności 20 g w kalendarzu Zalando. Jestem posiadaczką cery mieszanej, wrażliwej. Posiadam tendencje do przetłuszczania się strefy T. Niedoskonałości pojawiają się raz na miesiąc, jednak rozszerzone pory to moja udręka. Maseczkę nakładałam na czoło, nos, brodę i często na policzki - wychodzi, że na całą twarz ;) ale osobiście nie miałam żadnych problemów z sciągnięciem jej z twarzy. Nakładałam nieco więcej, tak aby można było dobrze odhaczyć od skóry i przez cały okres jej stosowania nie było żadnych problemów i co ważne na skórze nie pozostawały kawałki maseczki, jak dla mnie rewelacja. Działanie maseczki było równie dobre. Oczyszczenie skory i zmatowienie to najwyraźniejszy efekt działania. Zwężone pory i ujednolicenie skóry był pozytywnym zaskoczeniem. Maseczka nie podrażniła, nie uczuliła nawet mojej wrażliwej cery.

Marka Boscia nie mówiła mi kompletnie nic . Bardzo się więc ucieszyłam , gdy w jednym z okienek kalendarza adwentowego odnalazłam tą maskę . Zawsze to fajnie przetestować coś od marki która jest dla nas kompletną nowością . Mó entuzjazm trochę oklapł gdy zauważyłam , że '' peel off '' - nie przepadam za takimi formami . No ale jest to jest co zrobić . Jeśli chodzi o efekty stosowania to ona jest naprawdę super . Szkoda tylko , że tyle się trzeba przy niej natańczyć i to mnie odstrasza od ponownego zakupu , bo nawet i cenę jakoś bym była w stanie przeboleć . Maska ukryta jest w estetycznej czarnej tubie z białymi napisami . Plastik dość miękki więc nie ma żadnego problemu z wydobyciem produktu z opakowania czy też z rozcięciem całości gdy produktu zostaje nam już na jedną aplikację . W tym aspekcie nie mam żadnych zastrzeżeń . Maska jest oczywiście czarna jak smoła , ma żelową ale nie przesadnie gęstą konsystencję i zapach który nie porywa , ale na całe szczęście jest delikatny i wietrzeje dość szybko - na początku czuć lekką nutę mięty ale zaraz potem wkracza octowa nuta i mi się to w ogóle nie podoba . Z aplikacją produktu żadnego problemu nie ma . Bez względu na to czy aplikujemy pędzlem do masek czy opuszkami palców nałożenie jej na skórę jedną równą i cienką warstwą nie stanowi żadnego problemu . Troszkę ją na twarzy potrzymać musimy - gdyż producent sugeruje nam aż 30 minut na szczęście nie spływa z twarzy a w czasie gdy wysycha nie tworzy żadnej skorupy która dałaby nieprzyjemne uczucie ściągnięcia . No i wszystko by było super gdyby nie zdejmowanie jej z twarzy . I to bez względu na to , czy trzymam ją sugerowane przez producenta 30 minut czy też nawet trochę dłużej - jest to męczące . Tak jakby nie chciała do końca wyschnąć . Jak dało się ją dość sprawnie zdjąć ze strefy T to znów nie dała się odkleić z policzków , gdy stosowałam tylko na strefę T to i nawet czasem opornie schodziła z nosa , Trzeba jednak ją domywać ciepłą wodą ale to chwilę trwa . I to dłuższą chwilę . A to wnerwia . Trochę . Dobra , to mega wnerwia . Na szczęście efekty są bardzo zadowalające . Przede wszystkim świetnie oczyszcza skórę a to doceni każda posiadaczka cery mieszanej . Nie mam problemu z wągrami czasem mi się pojedyncze na nosie trafią i ona je wymiata , do tego delikatnie zwęża pory wiec super . Daje genialny efekt matujący - nie przesusza ale o jakimkolwiek wyświeceniu się strefy T to ja po użyciu tej maski mogę zapomnieć i to na dobre 24 godziny . Dodatkowo lekko zmiękcza twarz . Co do tego rozświetlenia to może aż takiego efektu nie zauważyłam , ale muszę przyznać , że zaraz po zdjęciu maski twarz jest rozjaśniona i taki efekt utrzymuje się kilka godzin . Naprawdę spoko efekty - nawet jej cena jest dla mnie zrozumiała , bo jest to produkt który faktycznie działa. Świetnie by się sprawdziła na mieszanych i tłustych cerach i bardzo chętnie bym ją poleciła gdyby nie była tak problematyczna w zmywaniu . To serio zniechęca , ale dla efektów jak najbardziej warto . Bo to jest maska która spełnia obietnice producenta - a to się ceni.

Wszystkie maseczki peel-off są dość problematyczne w obsłudze i użytkowaniu, sama na pewno bym tej maseczki nie kupiła, znalazłam ją w kalendarzu adwentowym Zalando. Za samą firmą też nie przepadam, wszystkie kosmetyki, które od nich miałam okazały się bardzo średnie. Tę maseczkę polecam nakładać TYLKO I WYŁĄCZNIE na miejsca problematyczne - nos, broda czy czoło. Ja nakładam ją tylko na strefę T. Zdecydowanie omijam boki policzków ze względu na liczne włoski. Po zerwaniu maseczki twarz i tak trzeba umyć, dlatego nie przepadam za takimi kosmetykami, za dużo roboty, a efekty średnie. Po użyciu tej maseczki zauważyłam zmniejszenie porów.

A dostałam kiedyś w pudle z Sephory 20 ml tubę, która wystarczyła mi na 4 użycia. W gratisie, rzecz jasna. Pewnie dlatego spojrzę na nią nieco łaskawszym okiem, bo gdybym miała wydać ponad stówę za maskę, która JEST OK, ALE szału nie robi, to szał nagle by się znalazł. Wiecie o co mi chodzi, co nie? Czy suchar za suchy? Maska jak dla mnie to coś pomiędzy niczym niezwykłym a niczym niezwykłym. Nie, nie mylę się. Jest słabsza niż znany Pilaten, nie przykleja się tak mocno skóry, mój wąsik dalej nienaruszony, haha...;) Taki żarcik. Skoro suchar nie wyszedł. Nie jest ani mocna, ani słaba. Takie peel off pomiędzy. Jest czarna, żelowa. Po zaschnięciu na twarzy, ciężko zerwać ją za jednym razem. Jednak nie ma w sobie tyle elastyczności co inne maski tego typu i po prostu kruszy się. Po jej usunięciu, przetarciu skóry wacikiem, umyciu twarzy, efekt rozświetlenia jest prawie, że niewidoczny. No dobra, co ja tu będę ściemniać. Nie muszę się asekurować. Ja rozświetlenia nie widzę, ale faktycznie skóra jest oczyszczona i zmatowiona, ale... tak jak i po innych maskach tego typu. Za tą cenę, to niech się cmokną. Aaaa... obniżam ocenę, za to, że faktycznie, wymaga nałożenia grubszej warstwy a to niesie też kolejne minusy, i tracimy na wydajności i dłużej zasycha.