Love. Nazwa zapowiadała dużą rzecz. Byłam ciekawa, jaka będzie kilianowska interpretacja miłości.
Jest inna, niż moja. Miłość to nie są kwiaty w sosie waniliowym.
Otwarcie i pierwsza godzina to mnóstwo neroli, tak bezczelnie narkotycznego w Louanges Profanes Parfumerie Generale, które tu jest ugrzecznione, gęste i dosłodzone. Troszkę pomarańczki, pieprzyku, słodkości- ładne, naprawdę ładne, i bardzo zachowawcze. Jak ciocia, imieniny, herbatka i podobne wydarzenia towarzyskie z tej kategorii.
Po mniej więcej godzinie neroli robi się trochę bardziej kremowe, pomaga mu się jeszcze bardziej ukremowić i ugrzecznić jaśmin; otwiera się również waniliowe serce zapachu. Oho, ciocia podaje ciasteczka i mleczne toffi. Przestawiła bukiet pomarańczowego kwiecia na kredens, z którego, po uchyleniu drzwiczek buchnęło słodką wonią suchej, ciemnej wanilii. Ciocia, niosąc waniliowe ciastka, pachnie lekko różą i piżmem, ogólnie przyjemnym, słodkawym zapachem niezbyt młodych, ale zadbanych cioć, pożerających chyłkiem waniliowe ciasteczka w oparach neroli i jaśminu. Jest słodko. Gdyby nie skojarzenia z nadmierną, ciotkowatą poprawnością, Love można uznać w tej fazie za naprawdę udany gourmand, nie przesłodzony, nie ulepny, okrągły, ładnie skomponowany, ale co to na rany Prometeusza ma wspólnego z miłością?
Tu pojawia się akcent, który mnie, przez ułamek sekundy, zachwyca. Cała ta śliczność kwiatowo- spożywcza jest doskonale złamana ukazującym się przez mgnienie oka paskudnym pyszczkiem cywety.
Ale trwa to tylko chwilę, a aż się prosi, żeby ten akord wybrzmiał do końca, żeby wyciągnąć go z trzeciego planu, bo dysonans, który wprowadza, jest fascynujący. Cyweta macha jednak ogonkiem i znika, a ciocia żuje karmelki. Kwiaty zamieniają się pod wpływem cukru w coś w rodzaju nektaru lub syropu,w dalszym ciągu kompozycja jest harmonijna, krągła w przyjemny sposób, jak niektóre kobiety, ładna urodą składników bez wątpienia najwyższej jakości, i zachowawcza jak ciasteczka z karmelizowanym cukrem. Dobry gourmand z przerośniętą nazwą.
Ja chcę więcej, niż oferuje mi Kilian. W miłości również. Największy mój zarzut w stosunku do tego zapachu, to nie ten, że pozostawia mnie doskonale obojętną, lecz ten, że w żaden sposób nie przystaje do swojej nazwy. Lutens zrobił mnie z podobnym wdziękiem w trąbę przy pomocy swojego De Profundis:)