Fajna sprawa, w obu wersjach, polecam na pociążowy brzuch i pierwszy cellulit.
Bo rzeczywiście kiedy na początku je stosowałam skład był inny, nie opierał się na oleju z makadamii i jojoba tylko na oleju z łąkowej piany i jojoba. Obecnie trudno ustrzelić inną wersję, przynajmniej online, a na pewno w wiekszej pojemności.
Pierwszy raz styczność z tym olejem miałam lata temu, kupiłam go w sklepie ze zdrową żywnością, małą fiolkę 10ml. Wtedy stosowałam go głównie do twarzy, bo młodość i przystojność więc kto by tam myślał o jakiś celullitach czy tracącej jędrność skórze. Nie używałam go wtedy jakoś specjalnie regularnie, ale kiedy zastosowałam go na noc rano cera była bardziej promienna, lekko rozjaśniona, wypryski uspokojone.
Wróciłam do niego po ciąży, najpierw trafił do mnie ten z niby to oryginalnym składem a później ten z makadamią. Nie do końca mnie chyba przekonuje, że coś tu nie jest oryginalne, zakładam po prostu zmianę w składzie.
W pierwszych miesiacach po ciąży masowałam nim brzuch, jestem raczej drobnej budowy, a brzuch miałam spory, skóra stopniowo po ciąży wraca do normy, ale nie zawsze w pełni, warto jej pomóc.
Miałam o tyle szczęścia, że ominęły mnie rozstępy, do ktorych najwidoczniej nie mam skłonności.
Cierpliwie masowałam brzuch w trakcie ciąży różnymi maslami i kremami, często DIY, ale jednak tak duże rozciągnięcie sprawia, że skóra wiotczeje.
Na dodatek gdzieś tam po drodze sporo schudłam i przez jakiś czas a głównie przez chorobę musiałam przystopować z aktywnością fizyczną, a mój styl życia, czyli mało snu i dużo kawy swoje zrobił.
W końcu dorobiłam się nieznacznej pomarańczki na udach. 35 lat na nią czekalam do diabła :D Myślę, że wiek też już swoje robi, ale nasze wybory również oraz wspomniane przeze mnie okoliczności.
Także Busajna ponownie wróciła do łask, ale zarówno prewencyjnie na brzuch jak i dodatkowo na uda i z rozpędu kuper.
Twarz też dostaje, ale głównie w serum DIY z bakuchiolem lub kiedy nie mam sklerozy i dam kapkę do kremu lub na hydrolat.
Opakowanie to albo fiolka z kroplomierzem 10ml,wydajne kiedy używamy do twarzy (miesiac, dwa stosowania, wystarczy kropla na noc) lub 100 ml z kroplomierzem i aplikatorem (ja mam obecnie tę wersję).
Cena wyższa niż standardowe oleje, ale to mieszanka także można wybaczyć.
Dostępność raczej online lub w stacjonarnych eko i zielarskich sklepach.
Zapach lekko grejpfrutowy, ale wytrawny, szybko się ulatnia po aplikacji.
Kolor pomarańczowy, ale skóry nie barwi, przynajmniej nie kiedy się już wchlonie.
Konsystencja mniej oleista niż olej kosmetyczny, wchłania się dość dobrze, nie zapycha, zostawia aksamitną powłoczkę. Oczywiście zawsze na wilgotną skórę, poprawia to wchłanianie i działanie.
Co do DZIAŁANIA:skórę brzucha po ciąży stopniowo uelastyczniła, wygląda dużo lepiej, wyjściowo była lekko wiotka więc dość szybko wróciła do normy, nie zajęło to może miesiąc, ale jednak.
Twarz - ładnie odżywia,regeneruje, jest przeciwzapalny, dobrze wplywa na trzymanie wilgoci w naskórku. Wypryski odrobinę uspokaja, gasi.
Ciało - tu jest najfajniej, zaraz po użyciu skóra jest bardziej miękka, odżywiona i gładka, na następny dzień bardziej napięta, a cellulit mniej widoczny.
To dobra alternatywa dla osób, które nie chcą używać kosmetyków rozgrzewających na cellulit, np z powodu delikatnych naczynek. Oczywiście zawsze na wilgotną skórę plus masaż, u mnie zależnie od dnia, jest kilku lub kilkunasto minutowy.
Wchłania się dość dobrze, łatwo rozprowadza, nie przyklejamy się do pościeli ;)
Wydajność, jest zależna od perspektywy, ja opakowanie 100ml zużywam w około 2 miesiące, na wilgotną skórę nie trzeba go dawać dużo.
Skłamałabym, że jestem super regularna kiedy go stosuje, na pewno co najmniej 2,3 razy w tygodniu na ciało i z 3 na twarz w tygodniu.
Dodany do serum z bakuchiolem ładnie podkręca jego działanie, cera jeszcze bardziej rozświetlona, w nocy to sobie tam wszystko ładnie pypka i działa :)
Co do RÓŻNIC w składach, odnoszę wrażenie, że nie ma tu jakieś diametralnej różnicy w dzialaniu, Busajne na łąkowej pianie używałam głównie na brzuch i twarz, obecnie tą na makadamii już na pozostałe części ciała.
Podkręcam ją czasem kilkoma kroplami olejku z grejpfruta i dodatkową jojobą właśnie i jest ok.
Być może skóra się już jakoś zregenerowała, więc nie widzę różnicy. Nadal to wszystko działa i skóra stopniowo się polepsza.
Analizując dogłębniej skład, widzę, że w gruncie rzeczy obecna wersja z makadamią na 1 miejscu dla ujedrnienia ciała jest lepsza. Olej z łąkowej piany owszem jest świetny i można dokupić go indywidualnie, ale głównie ma właściwości regeneracyjne i zbliżone do ludzkiego sebum. Makadamia również ma podobne właściwości, ale dodatkowo ujędrnia. Jojoba też. Więc mamy tu co najmniej 2 takie olejki.
Także, jeżeli poszukujemy olejku w celu poprawy jędrności, walki z cellulitem, ta nowa wersja też powinna się sprawdzić.
Wrócę nie raz, polecam tym cierpliwym i troszkę mniej jak ja.
Nie jest to może efekt widoczny po tygodniu, nawet dwóch, ale mam wrażenie, że bardziej długotrwały niż szybkie spalanie skórki kosmetykami opartymi na kofeinie, które mają tą przewagę, że skórkę owszem szybko likwidują kiedy potrzebujemy załóżmy tuż przed sezonem odsłonić nogi.
Busajna ma tą przewagę, że działając stopniowo skórę rzeczywiście ujędrnia i rozciągnięcie powoli wraca do normy. Cellulit zmniejsza stopniowo. Kwestia potrzeb.
Zalety:
- Stopniowe ujędrnienie skóry,
- zwiększenie jej elastyczności,
- ciekawy skład,
- trwałość kiedy przechowujemy go w lodówce,
- wpływ na cellulit,
- łatwo się wchłania podczas masażu (jak na olejek).
Wady:
- Głównie cena i dostępność.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie