Stara Mydlarnia Hemp Shea Butter Balm Balsam do ciała w kostce `Konopie`

Balsam w kostce Stara Mydlarnia kupiłam z myślą o fragmentarycznym stosowaniu na szczególnie wymagające partie ciała. Jako produkt mocno tłusty dedykowany jest dla suchej skóry, ale można używać go również w przypadku normalnej, gdy okresowo zajdzie taka potrzeba. To właśnie mój przypadek. Kosmetyk był w użyciu zimą, gdy nogi (a konkretnie łydki) potrafią mi się mocno wysuszyć - uznałam, że taki tłuścioszek będzie dobrym produktem s.o.s. w razie wyjątkowego dyskomfortu. Miałam już kiedyś do czynienia z podobną formą balsamu i wiem, że wymaga cierpliwości, ale do tego konkretnego szybko ją straciłam. Zielona kostka wizualnie przypomina mydło, ma niezbyt przyjemny w mojej ocenie zapach, a także wypustki, które chyba miały pełnić funkcję masująco-ujędrniającą, ale im nie wyszło. Balsam najlepiej aplikować tuż po kąpieli na rozgrzaną skórę, aby łatwiej się topił i rozsmarowywał. W praktyce nawet w takim przypadku kosmetyk nakładał się tępo i uparcie nie chciał zmienić konsystencji na bardziej przystępną. Ostatecznie używałam balsamu jak mydła - smarowałam nim dłonie i dopiero wtedy nanosiłam na te nieszczęsne suche łydki. To wszystko przypominało orkę na ugorze, jak balsamowanie się stężałą plasteliną. Jak na tłustą formułę przystało produkt zostawia ochronną warstwę, nie wchłania się całkowicie, ale akurat do tego nie mam zastrzeżeń, ponieważ przy bardzo suchej skórze jest to mile widziane. Balsam męczący w użytkowaniu, czasochłonny, co się natarłam tą najeżoną kostką to moje… A, właśnie, wypustki - część była ukruszona już na dzień dobry, reszta osypywała się lub odpadała przy kolejnych aplikacjach. Z trudem zużyłam produkt do końca, a stosowany na niewielkim obszarze ciała wystarczył niestety na długo. Teoretycznie podczas chłodnych miesięcy balsam Starej Mydlarni powinien być dobrym wyborem, tymczasem z przyjemnością go pożegnałam. Dobry skład, może i ciekawa forma, ale coś poszło nie tak.

Balsam w kostce w Rossmanie widziałam po raz pierwszy kilka tygodni temu, jednak nie zdecydowałam się na niego z powodu wysokiej ceny w stosunku do balsamów, które znam i sobie cenię. Ten, zdecydowałam się wypróbować przy wyprzedaży produktów. Na samym początku użycia kostka bardzo topornie chodziła, do tego stopnia, że powstawały czerwone plamy na skórze moich nóg a i sam proces był dość bolesny. Balsamu, użyłam po kąpieli jak zalecił producent, jednak to nie przyspieszyło jego topnienia. Po czasie, komfort nanoszenia balsamu podniósł się, niestety to było pod koniec samej czynności. Wypustki w balsamie pomagają nanosić balsam na skórę, gdy ten jest zbyt twardy. Balsam zostawia tłusty, tępy film na skórze, który utrzymuje się do rana. Po tak problematycznym procesie nakładania balsamu, zorganizowania dodatkowe pudełeczka na niego, bo pozostawiony sam sobie zbiera wszystkie paproszki z otoczenia byłam przeświadczona, iż zakupiłam bubel. Zaskoczył mnie. I to pozytywnie. Na początku skóra jest natłuszczona, i wyraźnie nawilżona. A efekt ten utrzymuje się nawet dzień po balsamowaniu. Nie sposób wspomnieć o wydajności produktu, oraz jaka jest niska. Balsam ledwo starczy na pięć razy. PODSUMOWANIE: Balsam przekombinowany, ciężko się nakłada, nie ma go do czego włożyć a i starcza max 10 dni. Stanowczo zbyt wygórowana cena jak na takie warunki. Finalnie skóra jest nawilżona, ale ten efekt możemy osiągnąć znacznie mniejszym wysiłkiem.