Paletka w odcieniu Dark Brown może nie jest najbardziej przemyślana pod względem kolorystyki cieni jako całości, ale i tak bardzo ją polubiłam i stosowałam z przyjemnością.
Moje brwi z natury są dość jasne, z racji tego, że mój naturalny kolor włosów to ciemny blond, ale przez to, że farbuje je henną i indygo na taki orzechowy brąz, to brwi praktycznie całkowicie przestają się odznaczać i bez makijażu wygląda, jakby w ogóle ich nie było. Dodatkowo nie są zbyt gęste, nigdy nie miałam problemu z tym, aby mi się zrastały bądź rosły w jakiś niepożądanych miejscach pod wyznaczoną linią, ale za tu uważam, że są całkiem długie.Ich makijaż to moja codzienność, lubię je podkreślić nawet wtedy, gdy danego dnia wychodzę z domu bez większego makeup'u, tak, aby nadać twarzy jakiejkolwiek wyrazistości. Do tej pory najczęściej decydowałam się na kredki, była to dla mnie najbardziej praktyczna i najłatwiejsza forma, ale jakiś czas temu skusiłam się na paletkę od marki Pierre Rene, z którą szczerze mówiąc nie mam za wiele wspólnego, ale chciałabym to zmienić, dlatego też coraz częściej kupuję ich produkty.
Paletka dostępna jest w kartonowym opakowaniu zamykanym na magnes. Jest ono brązowe, w zależności od wersji kolorystycznej, na którą się zdecydujemy, posiada różny kolor brązu, a w centralnej części umieszczono takie informacje jak logo producenta czy nazwa produktu. W samym środku znajdziemy trzy cienie do brwi, jeden beżowy, do podkreślania łuku brwiowego i dwa brązy już do samych włosków.
Jak podczas zakupów zdecydowałam się na wersję Dark Brown, czyli taką pośrednią, ciemniejszą od wersji Blonde ale ciemniejszą od Brunette. Beżowy kolor nosi nazwę Calcine i jest bardzo neutralnym, przyjemnie matowym kolorem, nie za jasnym, nie za ciemnym, jak dla mnie idealnie wyważonym odcieniem, który idealnie nadaje się nie tylko pod łuk brwiowy, ale i pod oko do maskowania większych cieni pod nim bądź jako cień do powiek. Dalej kolor Etruscan, który jest ciepłym, jasnym brązem o niezbyt intensywnej, ale zauważalnej pigmentacji. Na końcu kolorek Stonehenge, czyli ciemny, lekko szary brąz o barwie którą określiłabym jako ołówkowy. Bardzo napigmentowany kolor, z którym trzeba uważać.
Pierwsza rzecz, jaka gryzie mnie w przypadku tego kosmetyku, to takie niedopasowanie kolorystyczne poszczególnych cieni. Brak tutaj wspólnego mianownika, każdy z tych produktów jest trochę inny ale położone obok siebie na brwiach nie wyglądają zbyt estetycznie, Jaśniejszy cień jest ciepły, ciemniejszy zaś chłodny, więc aplikując je jeden po drugim otrzymujemy brwi o różnym natężeniu. Mnie najlepiej stosowało się ten kosmetyk łącząc ze sobą cienie Etruscan i Stonehenge w jedno za pomocą pędzelka. Należy go przez aplikacją dobrze otrzepać z nadmiaru kosmetyku, aby nie nałożyć sobie zbyt napigmentowanego kosmetyku na brwi i tym samym nie zrobić sobie trudnej do rozblendowania plamy. Cień ładnie wygląda, można stopniować jego nasycenie, a to połączenie kolorystyczne przy moich włosach i karnacji jak dla mnie jest idealne. Jeżeli chodzi o trwałość, to tutaj też nie mogę się do niczego przyczepić, produkt pod tym względem jest naprawdę super, trzyma się przez cały dzień i nie ściera nawet bez użycia żelu.
Jak dla mnie paletka tych cieni do brwi nie jest kosmetykiem bez wad, ale i tak bardzo ją polubiłam. Moim zdaniem warto się w nią zaopatrzyć, zwłaszcza, że nie kosztuje dużo a jest naprawdę niezwykle wydajna. Serdecznie polecam.
Zalety:
- Wydajność
- Cena
- Konsystencja cieni
- Opakowanie
- Łatwość aplikacji
- Dobrze się blendują
- Trwałość
Wady:
- Brak spójności kolorystycznej między cieniami
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie