Delia Fruit Me Up!, Peeling do twarzy i ciała `Lime` 

Kilka saszetek otrzymałam w paczce dla recenzentki miesiąca i bardzo dziękuję za możliwość przetestowania tego kosmetyku, bo nigdy nie miałam okazji zobaczyć go na półce w żadnej drogerii czy też sklepie. Nie jestem w stanie ocenić funkcjonalności i jakości wykonania opakowania, tego czy produkt łatwo wydobyć do końca z tubki i stopnia zużycia w czasie. Konsystencja pomiędzy żelem a galaretką, wyraźnie ciemne drobinki w niewielkiej ilości zatopione są w żółto przezroczystej masie, którą łatwo rozprowadza się na cerze i lekko otula ją zapachem lekko słodkich cytrusów. Zapach nie drażni ani nie powoduje łzawienia oczu, cytrusowy a jednak trochę przypomina mi aromat kwasku cytrynowego znajdującego zastosowanie w kuchni i w czyszczeniu powierzchni z kamienia. Peeling nałożony na oczyszczoną skórę twarzy podczas wieczornej pielęgnacji próbuje lekko z niej ściekać, ale podczas masażu konsystencja pozwala na spokojne rozmasowanie. Drobinki momentami trochę szorują po powierzchni i lekko podrażniają. Po zmyciu twarz była lekko zaczerwieniona, ale po trzech minutach uspokoiła się i wyglądała na rozświetloną i lepiej wchłaniała serum i krem nawilżający. Po każdym zastosowaniu na drugi dzień pojawiało się kilka krostek w strefie T, ale po aplikacji niacynamidu znikały dosyć szybko i bezboleśnie. Moja skóra twarzy zazwyczaj na policzkach i pod oczami jest bardzo sucha, strefa T to masa przetłuszczeń, rozszerzonych porów, niedoskonałości i podrażnień. Nie wystąpiło zwiększenie produkcji sebum, ale miałam wrażenie, że suchość wybranych partii cery pogłębiła się. Używana średnio raz na tydzień lub dwa dobrze złuszczała martwy naskórek, powodowała wygładzenie cery, już z rzadka powodując ledwo widoczne krostki.