Kupiłam ten peeling z prozaicznego powodu: po prostu już bardzo dawno nie miałam nic z marki Dove. A że dodatkowo akurat szukałam peelingu do ciała, to moja uwagę przykuł ten oto produkt. Kiedyś namiętnie używałam kosmetyków Dove, ale to były nastoletnie czasy. Od dawna już nie było mi raczej z tą marką po drodze, ale muszę przyznać, że ten kosmetyk wywarł na mnie pozytywne wrażenie. Może nie powalił na kolana, ale jest skuteczny i przyjemny, więc mogę go śmiało polecić.
Producent dobrze określił swój kosmetyk jako "krem-peeling" i myślę, że warto mieć to na uwadze podczas decydowania się na kupno. Jest to faktycznie krem peelingujący. W opakowaniu ma postać gęstego jogurtu, gdy przechylamy słoik, to zawartość także się przelewa powoli z jednej strony na drugą. W środku znajduje się mnóstwo drobnych ścierających drobinek. W dotyku to taki chropowaty, nieco rzadki krem w jasnym, bladoróżowym kolorze. Drobinki widać w środku, to takie czerwone kropeczki, które to są zmielonymi pestkami granatu, ale jest ich znacznie więcej, bo sporo z nich jest w kolorze kremu.
W ostatnich miesiącach używałam głównie peelingów gruboziarnistych i przyzwyczaiłam się do mocnego zdzierania. Ten produkt to zdecydowanie lżejsza liga. Na skórze jest łagodniejszy, krem jest miękki w dotyku pomimo wyraźnych drobinek i nierównej, nieco chropowatej postaci. Zaskakujące jest to, że wcale nie radzi sobie gorzej niż te mocne, gruboziarniste peelingi. Skóra po jego zastosowaniu jest naprawdę idealnie gładka. Z pozoru nie czuć jego mocy, ale przy odpowiednim nacisku i dokładnym umyciu się, skóra jest naprawdę mocno wygładzona, ale jednocześnie miękka i taka delikatna, aksamitna w dotyku.
Peeling nie zostawia żadnej warstwy na skórze, zmywa się idealnie samą wodą. Ostatnio używałam sporo peelingów cukrowych, które często zostawiają nieco tłustą powłokę, ale ten od Dove to coś zupełnie innego. Skóra jest matowa, można po nim nawet wklepać swój ulubiony balsam lub masło do ciała.
Skuteczność jest więc bez zarzutu. Peeling dobrze również oczyszcza, ma się po nim uczucie wypielęgnowanej, solidnie umytej skóry, ale na szczęście bez efektu ściągnięcia czy przesuszenia. Peeling także nie podrażnia, nie jest przesadnie agresywny nawet dla skóry z tendencją do wysuszania.
Zapach jest przyjemny: owocowy, lekko kwaskowaty, z wyraźnie wyczuwalną ciepłą nutą masła shea. Nie należy do bardzo intensywnych, znika wraz z wodą, którą spłukujemy produkt z ciała.
Opakowanie natomiast to klasyczny plastikowy słoik, z którego łatwo się wydobywa zawartość. Pod nakrętką znajduje się jeszcze cienka plastikowa nakładka, która chroni peeling przed nieplanowanym wylaniem się ze słoika.
Z czystym sumieniem mogę polecić więc ten peeling, ale trzeba pamiętać, że ma formę myjącego kremu z drobinkami, a nie klasycznego peelingu. Nie mam tak naprawdę nic do zarzucenia. Jestem zadowolona z efektów i przyjemności używania. Na tle innych peelingów może nie jest to produkt, który mnie w jakiś szczególny sposób ujął, ale wart jest uwagi.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie