Stosowałam go w trudniejszym dla mojej skóry okresie, kiedy codziennie pojawiały się nowe krostki, nic hormonalnego ani nawet dużego, ale miałam wrażenie ciągłego albo podrażnienia mojej skóry, albo przesadnego nawilżenia lub też rozpulchnienia. Generalnie się przetłuszczam, ale nie mam typowego trądziku, a pielęgnację dobieram lekką, ale kojącą.
Pierwszy tydzień wydawał się być fenomenalny. Z dnia na dzień zauważałam uspokojenie skóry. Natomiast po kilku dniach zapomniałam, czego używam i zafundowałam sobie peeling mechaniczny. Po którym nałożyłam to serum. Z kwasami. Następny dzień to był początek degresji. Skóra czerwona, nowe krostałki i, co gorsza, już potem w ogóle nie udało mi się dojść do takiego działania serum jak na początku. Jakby przestało działać, a może też moja skóra przeżywała jakąś huśtawkę.
Po 1,5 miesiąca używania, bo na tyle wystarczyło mi codziennego wieczornego klepania buzi pory są minimalnie oczyszczone względem normy. ALE. Krostki nadal powstają. Nie spodziewajmy się cudów i nagłej perfekcji, typ skóry nie odmienia się o 180st. za zasługą powierzchownych kosmetyków drogeryjnych. Nie ma skóry idealnej. Więc mając to na uwadze, cierpliwie wypatrywałam nie tyle jakichś magicznych efektów, co po prostu jak mój buziak reaguje na składniki w produkcie.
Zauważyłam więc, że kwas bursztynowy pasuje mojej buzi troszkę bardziej niż salicyle. Troszkę podłączyłam ten wniosek do moich obserwacji po serum punktowym z Inkey List, bo też widzę po nim szybsze niż zwykle efekty. Znacznie przyspiesza znikanie krostek.
Na kwas mlekowy nigdy nie reagowałam przesadnie dobrze, mam wrażenie, że jakimś cudem powoduje u mnie zwiększoną reaktywność skóry w postaci, ta-dam, nowych krostek. Podkreślę, że mówię o małych krostkach, nie podskórnych gólach. Tutaj nie przeszkadza mi specjalnie, także jest mi troszki obojętne, czy ten kwas jest czy go nie ma. Zapewne dobrze się wkomponowuje w resztę składników i zwiększa ich działanie. Ale ja chyba jestem do niego troszkę uprzedzona.
To, co z pewnością widzę na plus, to regulacja produkcji sebum w ciągu dnia. Dziękujemy, glutaminianie. Serum używałam tylko na noc, a jednak po południu moja buzia była znacznie mniej wyświecona niż zazwyczaj. Z początku przypisywałam to dobremu pudrowi, ale po odstawieniu serum skóra mniej więcej wróciła do swojej tłustej normy. Nie mówię, że wpływa na większą matowość skóry, nie, skóra nie jest sucha, jedynie przetłuszcza się mniej o jakieś 20-30%.
Ma wspaniałą konsystencję. Jest to taka gęstsza, troszkę żelowa woda. Wchłania się bez klejenia buziaka, nie zostawia wyczuwalnej warstwy, ale nie matuje też skóry, zostawia ją raczej rozświetloną.
Czytałam, że zapach jest niewyczuwalny. Ja go wyczuwam. Delikatna woń kwasów, idzie się przyzwyczaić.
Pipetka bez zarzutu, buteleczka przezroczysta, więc na plus, generalnie z użytkowaniem problemu nie ma.
Teraz wróciłam do toniku z kwasami i, szczerze mówiąc, efekty na skórze są takie same, więc chyba zbyt prędko do tego, notabene drogiego jak na pojemność, serum nie wrócę.
Zalety:
- konsystencja nie przeszkadza w innej pielęgnacji, nie tworzy klejącej warstwy
- znacząco wpływa na zmniejszoną produkcję sebum
- bardzo łagodny dla krostek - wpływa na ich znikanie jednocześnie ich nie wysuszając
Wady:
- średnio wydajne
- wysoka cena niewspółmierna do wydajności
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie