Korres Santorini Grape Velvet Skin Drink Wygładzające serum do twarzy

Bardzo długo zastanawiałam się, czy pisać o tym serum. Na koniec opakowania uznałam jednak, że wręcz muszę, bo jest to zdecydowanie moje odkrycie tego roku. Odkrycie, którego dokonałam, dzięki kalendarzowi adaentowemu z firmy Korres. Serum ma niby wodną konsystencję, ale gdy rozprowadza się je na twarzy daje uczucie takiej lekkiej tłustości. Mimo to świetnie się wchłania - na mojej suchej skórze praktycznie do sucha. Pachnie intensywnie - ci którzy kiedyś pili włoską grappę będą wiedzieć o co chodzi. To jest dokładnie zapach wódki zdestylowanej z winogron. Nie do podrobienia. Moją pierwszą myślą, jak go poczułam było takie - no za Chiny Ludowe nie nałożę, bo wypali mi ten alkohol skórę. I tu nastąpiło zdziwko - bo jak już w końcu nałożyłam, to okazało się, że to jeden z najbardziej podbijających nawilżenie i natłuszczenie skóry produktów jakie znam. W działaniu jest rewelacyjne. Ja mam skórę suchą i wrażliwą. Niestety większość produktów nie nawilża jej dobrze. Tutaj - petarda. To serum odżywiało mi skórę na cały następny dzień. Właściwie było też tym co ratowało je po długich dniach. Dodatkowo zauważyłam, że podczas jego używania resztki niedoskonałości zostały całkowicie zlikwidowane. Odniosłam też wrażenie, że w jakimś stopniu działało lifringujaco - to może być akurat mylne, bo stosowałam je w dni pomiędzy retinolem, ale jednak. Opakowanie to klasyczna szklana buteleczka, z pipetką. Sprawdzało się w swojej funkcji. W kwestii wyjaśnienia - ja miałam opakowanie 15ml. Wystarczyło mi na dwa miesiące. Jest to wydajność, która bardzo mnie zadowala. Co do ceny - jest niestety trochę drogie, 30ml kosztuje powyżej 120zł. Zdecydowanie bardziej opłaca się je kupić w internecie. Zdecydowanie kupię ponownie, bo zrobiło na mnie olbrzymie wrażenie. Chyba najlepsze serum jakie stosowałam w zeszłym roku.