Stars from the stars Stars from the stars x Wedel, Torcik Wedlowski, Wielofunkcyjny topper 

Ten mały pojedynczy gagatek nie wydaje się niczym szczególnym, ale jaki on daje efekt… Moim zdaniem jest to godny zamiennik dla fenty. Nie posiada bazy kolorystycznej, jedynie piękne iskrzące się drobinki. Jest to zdecydowanie jeden z najpiękniejszych cieni w mojej kolekcji. Jedynym minusem jest to że nakładany pędzlem w grubszej warstwie nieładnie się zbiera, ale wystarczy nałożyć palcem i jest wszystko w porządku lub nakładać go mniejszymi partiami pędzlem. Dla tego efektu jestem w stanie to zaakceptować.

Muszę przyznać, że kosmetyki Stars from the stars inspirowane słodkościami Wedla zrobiły na mnie ogromne wrażenie pod względem grafiki. Trafiłam na spore promocje na ich stronie więc zakupiłam kilka różności do testowania. Cienie do powiek używam codziennie więc wzięłam 2 odcienie 'torcika' złoty i w odcieniach różu/fioletu. Opakowanie jest ok. Otwiera się dobrze, ma lustereczko. W moim przypadku zbędne bo maluje się przed pracą przy dużym lustrze ale jeśli ktoś chce poprawiać oko w ciągu dnia to jak najbardziej przydatna opcją chociaż nie uważam, że te cienie trzeba reaplikowac. Cień/topper jest zbity i jeśli lekko pocieramy palcem to nabierzemy bardzo delikatny odcień,mieniacy ale bardzo bardzo delikatny, jak pocieramy mocniej to nakłada się bardziej wyrazisty kolor ale cień zaczyna się rozkruszać na płatki które średnio nadają się do nałożenia na oko. Więc tutaj wydajność robi się słabsza bo cześć cienia poprostu się marnuje. Używałam topper jako solo i z innym cieniem i u mnie bardziej sprawdzila się ta druga wersja. Było bardziej wyraziście. Wydajność jest jak wspomniałam wyżej słabsza przez rozkruszanie ale trwałość na oku bardzo dobra bo trzyma się przez cały dzień od rana aż do zmycia. Zważywszy, że zapłaciłam za niego ok 5 zł to jestem bardzo zadowolona z tego kosmetyku :-)

Stars from the Stars x Wedel, Torcik Wedlowski, Wielofunkcyjny Topper to naprawdę świetny produkt, zwłaszcza jeśli chodzi o efekt na skórze. Mam odcienie 01 i 02 i muszę przyznać, że oba wyglądają fenomenalnie! Uwielbiam go zarówno na oczach, jak i jako rozświetlacz – daje piękny, błyszczący efekt. Niestety, opakowania to ogromny minus. Są tak źle zaprojektowane, że często odklejają się od produktu, przez co topper wypada i się rozwala. Złota wersja niestety poszła do kosza, ale chłodny odcień 02 na szczęście przetrwał. Mam nadzieję, że jeszcze trochę potrwa, bo efekt jest naprawdę cudowny!

Szał na kosmetyki Stars from the stars nie mija, dosięgnął również i mnie. Zachęcona promocją na owe toppery do powiek zakupiłam wszystkie odcienie. Na co dzień, jaka cień solo używałam numerku 03 i muszę przyznać, że urozmaicał on mój codzienny makijaż delikatnym kolorem i ładnym blaskiem. Cienie super się mienią, zastosowane na bazę, nie dają dużego osypu. Konsystencja jest masełkowata, więc ja nakładam je palcem na powiekę. Jednak jakie było moje rozczarowanie, kiedy cień, którego używałam na co dzień, po prostu z dnia na dzień rozsypał się w drobny mak. Pragnę zaznaczyć, że nie spadł, nie uderzył o nic, więc dla mnie jest to zniechęcająca sytuacja. Na minus dla mnie również zapach, ja nie czuję tam nic czekoladowego. Raczej nie będę do nich wracać, niemniej jednak są to bardzo ładne cienie nawet do makijażu dziennego.

Kiedy zobaczyłam ten blask na rolkach i porównanie do viralowego rozświetlacza Fenty, musiałam go mieć. Ostatecznie okazało się, że to jednak tylko inspiracja. Zapach jest delikatny, ale sztuczny - wyczuwalny dopiero po bezpośrednim powąchaniu. Co najwyżej czekoladopodobny, ale gdybym nie wiedziała, nie powiedziałabym, że to w ogóle jest czekolada. Opakowanie nie przypadło mi do gustu; wygląda tanio i tandetnie. Na szczęście zawartość jest zdecydowanie lepsza od opakowania. Więc dobry moment na cytat "nie ocenia się książki po okładce". Wybrałam odcień srebrny, wiadomo. Moje pierwsze wrażenie - i każde kolejne - to stwierdzenie, że efekt nie jest oszałamiający, ale w porządku. Produkt nie błyszczy tak intensywnie, drobiny ma malutkie, lekką taflę robi. Na tych wszystkich rolkach pięknie błyszczał dzięki zapewne świetnemu sztucznemu oświetleniu, ale na żywo, w normalnym świetle dziennym, efekt jest błyszczący, lecz w granicach normy, co sprawia, że z powodzeniem stosuję go także na co dzień jako taką delikatną iskierkę w kąciki oczu bądź jako topper na powieki. Czasem jako rozświetlacz (ale w tym przypadku drobinki mogą delikatnie migrować po twarzy), nakładając w okolice oczu tego nie zauważyłam. Aplikacja palcem jest wygodna, a konsystencja jest nieco śliska i żelowa, co ułatwia nakładanie. Choć nie ma efektu „wow”, to jednak daje ładny blask, który można łatwo kontrolować.

Produkt zamknięty jest w solidnym, plastikowym opakowaniu, więc nie mamy obaw, że zaraz coś się wyłamie. W środku znajduje się naprawdę dobrej jakości lusterko, z którego można bez obaw korzystać w trakcie aplikacji (PO KUPNIE ZDEJMIJCIE Z NIEGO FOLIĘ ZABEZPIECZAJĄCĄ). Całość zamknięta jest w dobrej jakości kartoniku, więc wiemy czy produkt był otwierany. Posiadam wszystkie 3 kolory tego produktu i uważam, że są idealne do szybkiego, niezobowiązującego makijażu na co dzień (szczególnie kolor 2), brązowy cień/brązer w załamanie i na powiekę ruchomą ten produkt. Daje ładny, iskierkowy błysk na powiece, a kolor 1 i 2 nadają się również do rozświetlenia wewnętrznego kącika (najlepiej na mokro). Najlepiej jest aplikować je palcem, choć jeśli zależy nam na delikatniejszym efekcie sprawdzić może się również jakiś pędzel/aplikator, chociaż tu trzeba użyć metody prób i błędów, ponieważ z nie każdym będzie współpracować. Drobinki niestety lubią się sypać w trakcie aplikacji, więc najlepiej pochylić głowę do przodu/zacząć od oczu/dobrze przypudrować podkład. Osobiście wolę mocniejszy efekt, który uzyskuję nakładając produkt na mokry korektor (moja standardowa baza pod cienie). Do suchej przypudrowanej skóry, przyczepia się o wiele delikatniej i zwiększa się wtedy migracja drobinek w ciągu dnia. Zapach produktu jest bardzo przyjemny, słodki, jednak wyczuwalny tylko po powąchaniu produktu w opakowaniu. Dla mnie to dobrze, ponieważ nie lubię przesadnie perfumowanych kosmetyków. Produkt jest bardzo wydajny, co będzie rekompensować cenę ok. 26 zł w drogeryjnej marce. Mój jedyny zarzut dotyczy obietnic producenta o braku bazy kolorystycznej. W przypadku nałożenia większej ilości produktu (szczególnie przy kolorze nr 3) jest ona zauważalna. Raczej nie kupię go ponownie, ale tylko ze względu na jego dobrą wydajność - zniknie z półek zanim skończę obecne opakowania.

Szafka z wedlowskimi „smakołykami” w drogerii Rossmann przykuła moją uwagę i wzmogła apetyt na jakieś słodko pachnące cudeńko. Po chwili zastanowienia wybrałam cień do powiek w odcieniu zjawiskowym. Czy był wart swojej ceny? Kosmetyk zamknięty jest w małym pudełeczku zawierającym lusterko. Dodatkowo chroni je kartonik, który trudno otworzyć (mamy pewność, że nikt go przed nami nie ruszał). Lusterko przysłonięte jest folią zabezpieczającą. Odkryłam to dopiero po przeczytaniu cennej opinii jednej z Wizażanek (dziękuję SophieW !!!). Folia przylega do lusterka bardzo mocno i jest praktycznie niewidoczna. Aby ją usunąć musiałam użyć małego nożyka. Dopiero wtedy udało się ją podważyć, a następnie oderwać. Cień ma zbitą i lekko tłustawą konsystencję. Jego kolor jest transparentny – nałożony na powiekę daje beżowo – różową poświatę i „mokry” efekt. Maleńkie drobinki intensywnie lśnią, dodając blasku. Jako, że jest to topper zwykle nakładam go na inny cień. Kosmetyk zwiększa błysk na powiece, ale robi to raczej subtelnie. Nie ma efektu „wow”. Cień najlepiej nanosić palcem, gdyż pędzelkiem lub aplikatorem trudno go nabrać. Trwałość kosmetyku oceniłabym jako przeciętną. Dodatkowo świecące drobinki lubią osypywać się na policzki. Najważniejsza kwestia – zapach. Faktycznie, cień pachnie słodko niczym torcik, jest to jednak bardzo delikatny aromat. Czuć go głównie wtedy, gdy powąchamy zawartość pudełeczka lub koniuszek palca z naniesionym cieniem. Podczas aplikacji, jak i później, torcikowa woń jest niewyczuwalna. Produktu nie testowałam w funkcji rozświetlacza, gdyż ma sporo drobinek, a moja skłonna do przetłuszczania cera nie potrzebuje dodatkowego blasku. Wedlowski cień to taki ciekawy, ale trochę zbędny gadżecik. Sądzę, że w niższej cenie zdobędziemy coś podobnego. Atutem jest tu niebanalne opakowanie i zapach, który też nie jest czymś niezwykłym. Można się pobawić i poeksperymentować, ale na co dzień, taki kosmetyk jest dla mnie mało użyteczny. ___________________________________________________________________ Po dłuższym okresie stosowania konsystencja kosmetyku uległa poprawie. Stała się bardziej "masełkowata", co wpłynęło na efekt końcowy. Cień nabrał koloru, dając bardziej wyrazisty efekt na powiece (ten lekki kolorek lepiej mi odpowiada, niż jego brak). Zaczęłam stosować go nie tylko jako topper, ale również samodzielnie. Postanowiłam więc przyznać dodatkową gwiazdkę.