E.L.F. Cosmetics Tinted Moisturizer SPF 20 Nawilżający lekki podkład

Zacznijmy od tego, że to nie jest podkład, ale właśnie tzw. tinted moisturizer, czyli takie dziwne coś, co też Thalgo ma w swojej ofercie i co w teorii ma dawać efekt bardzo naturalnej skóry a co w praktyce (przynajmniej w moim przypadku tak jest) kończy się pokryciem twarzy jakby woskową warstwą z plamami barwnika (w ciągu dnia trochę się starły więc "makijaż" po paru godzinach wyglądał lepiej niż na początku). Oczywiście, głupia, dopiero po kupieniu tego "podkładu" doczytałam, że to nie "podkład" właśnie. Z tego powodu mam też pewne trudności w ocenie, bo sama jestem sobie winna i nie mogę wymagać od tego typu produktu właściwości, których mieć on nie może. Zarówno w przypadku Thalgo jak i e.l.f. kolor jest zdecydowanie za ciemny (choć mam "Porcelanę" barwą przypomina to raczej brzoskwinkę, z akcentem na pomarańczowe odcienie), w obu przypadkach równomierne nałożenie tinted moisturizer'a graniczyło z cudem: i przy użyciu gąbeczki i palców. Być może jest jakaś technika nakładania tinted moisturizerów, ale niespecjalnie mam ochotę w to wnikać. Potrzebuję jednak podkładu z minimalnym kryciem tzn. takiego który ujednolici mój kolor skolor, zamiast pokrywać ją "woskiem". Niewątpliwą zaletą jest skład: witaminy, aloes, ogórek. Trudno mi powiedzieć czy rzeczywiście można mówić w tym przypadku o działaniu pięlęgnacyjnym, bo odpuściłam sobie po pierwszym użyciu.

Ten produkt kupiłam w US skuszona ceną - śmiesznie małe pieniądze. Później pożałowałam, gdy doczytałam, że te kosmetyki są robione w Chinach... Nie mam jakoś zaufania do kosmetyków produkowanych tamże... ale cóż, mam to i używam. Posiadam odcień Porcelain (najjaśniejszy), który z jasnym kolorem nie ma wiele wspólnego. Jak na moją cerę (obecnie nieco opalona) jest o ton za ciemny (swatch wyszedł jaśniejszy niż w rzeczywistości). Jest to taki wczesny BB, kiedy jeszcze tak ich nie nazywano... Taki barwiący krem nawilżający. Dość topornie się rozprowadza, smuży, ciągnie się ale nagle- czary mary! - jest rozprowadzony idealnie i wtopiony w skórę. Co robi - głównie ujednolica kolor i daje skórze lekki połysk - ale nie sztuczny tylko taki letni, blask zdrowej skóry. Nic nie ukrywa typu cienie czy niespodzianki - nie ten kaliber produktu. On głównie ujednolica i z tego zadania wywiązuje się dobrze. Jest całkiem trwały jak na tego typu produkty - jest na twarzy do końca dnia a i schodzi dość równomiernie. Faktycznie, nawilżania to nie bajka producenta - skóra jest nawilżona i nie ma żadnych przesuszeń czy suchych skórek. Niemniej ja kładę pod niego normalny krem nawilżający. To kosmetyk, który daje efekt "no make up" - jeśli odcień jest doskonale dobrany to można pomyśleć, że nie mamy na skórze żadnego produktu koloryzującego. Żadnych smug czy wchodzenia w zmarszczki/bruzdy. Letnią porą, dla ładnych, bezproblemowych cer - fajny produkt. Opakowanie dość wygodne, w miarę porządna tubka. Cena - niska. Kolorystyka - uboga, ciemna. Działanie - mi nie zaszkodził. Niestety ta produkcja w Chinach do mnie nie przemawia - nie chcę eksperymentować na mojej twarzy więc już więcej nie kupię. Używam tego produktu od: 2 miesięcy Ilość zużytych opakowań: w trakcie pierwszego

Jestem fanką cery w stylu *dewy* - dosłownie tłumacząc "zroszonej" czyli takiej, no, jaką miało się dajmy na to po niezbyt forsownym wuefie w wieku lat 15... Taka cera jest gładka jak dobrze wypolerowane jabłuszko, tryska wilgocią młodych porów, jest równomiernie pokryta warstewką satynowego woalu i nie ma żadnych załamań których przybywa sukcesywnie wraz z nadchodzącymi zgryzotami... :) Jeśli ktoś pamięta z recenzji, moim absolutnym faworytem w tej kategorii jest Neutrogena Healthy Skin. Postanowiłam jednak wypróbować zachwalanego mi przez przyjaciółkę (modelkę :) )tańszego amerykańskiego Elfika. KOLOR: Porcelain Niech nikogo nie zwiedzie ta obiecująca nazwa. Porcelana to to z pewnością nie jest. Akurat tym razem zrezygnowałam z jasnej cery Królowej Śnieżki na rzecz zdrowej, zaprawionej promieniami wiosennego słonka buzi więc szczęściem ten kolor okazał się idealnym. KRYCIE: Średnie Dla trudniejszych cer korektor okaże się nieodzowny. To w rzeczy samej pielęgnujący, doprawiony lekko pigmentem krem więc trudno oczekiwać krycia na miarę dermacolu. STOPIEŃ JEDNOLITEGO POKRYIA: Średni Uwaga przy aplikacji, zwłaszcza u jasnocerzastych - bo może potworzyć plamy aczkolwiek, chwała mu za to, oprócz momentu aplikacji nie migruje już potem po twarzy ani nie ciemnieje z czasem. TRWAŁOŚĆ: Dobra Nie można mu zarzucić znikania z buzi aczkolwiek tytanem wytrzymałości też nie jest. Od kilkunastu użyć nie musiałam jednak reaplikować ani razu. STOPIEŃ *JABŁUSZKOWATEGO POLERU*: B. dobry Nie tak jak w przypadku Neutrogeny ale w mojej osobistej klasyfikacji tuż za nią. Buzia jest gładka, wypoczęta, rozświetlona. I o to chodzi :) Używam tego produktu od: marzec 2011 Ilość zużytych opakowań: w trakcie 1

Nie jest zły, nie jest rewelacyjny - sredniak. Niezbyt drogi, wydajny. Wygodna, miekka tuba - mimo "okienka" nie mozna jednak okreslic, ile kremu zostało. Jest srednio gesty, dobrze sie rozprowadza - to faktycznie lekki podkład, nie krem tonujacy. Odcien nude w pierwszej chwili wydaje sie byc ciemny,potem zlewa sie z cera ( moja jest jasna, ale nie porcelanowa). Nie matuje, ale i nie nabłyszcza specjalnie, nawet po kilku godzinach. Kryje dosc delikatnie, co mi odpowiada - mam cere raczej bezproblemowa i boje sie efektu maski. Plus za SPF 20, choc oczywiscie nie jest to moj jedyny filtr w dziennej pielegnacji - trudno nakładac podkłąd w odpowiednich ilosciach ;) Nie wałkuje sie, nie ciemnieje, nie znika z twarzy - całkiem przyzwoity produkt, dla osób z cera mało problemowa :) Używam tego produktu od: kilku tygodni Ilość zużytych opakowań: w trakcie 1