Ministerstwo Dobrego Mydła Róża-malina, Pomadka do ust 

Ministerstwo to moja ulubiona polska manufaktura kosmetyków, więc spodziewałam się petardy, ale kurczę - aż tak? Pomadkę kupiłam od razu jak ludzie się o nią zaczęli zabijać. Ich miodowego zapachu nie lubię bo jest bardzo syntetyczny, ryż nie pachnie więc odbiera cały fun, a róża malina to mój ulubiony zapach więc padło na akurat tę pomadkę. Zacznijmy od opakowania. Grube, mocne, solidne. Wow. To nie jest coś, co poleci w drobny mak gdy niechcący upuścicie torebkę. Opakowanie bardzo się wyróżnia na tle innych pomadek ochronnych tego typu. Środek to absolutny sztos. Pomadka jest twardawa, co dla mnie jest OK, nie lubię gdy przy odrobinie ciepła wszystko zaczyna się topić i lepić. Przepięknie pachnie znaną z kremu konfiturą, przypomina mi nadzienie różanych pączków. Ta pomadka to magia. Nałożona na noc leczy mi wszystkie suchości, usta następnego dnia są cudownie gładkie i miękkie. Nałożona po wyjściu na mróz chroni, wręcz wpija się w naskórek i zostaje na bardzo długo. Jestem pod ogromnym wrażeniem, czegoś takiego jeszcze nie miałam. Używam jej na okrągło, kocham to uczucie dopieszczonych, idealnych ust zimą. Liczę na to, że Siostry wyprodukują jeszcze Chałwę i Śliwkę - boję się, że róża i malina bo jakimś czasie mi obmierznie. Ta pomadka jest warta wszystkich pieniędzy i połowy królestwa, szczerze polecam.