NaturalME Luxury SPA, Orange & Passion Fruit, Żel do mycia ciała z olejkami 

Zapach. CUD, MIÓD, POMARAŃCZA. Czysta sycylijska. Jak te masełka shea na wagę w coraz rzadszych zielarniach. Jest w nim coś specjalnego, zdecydowanie bardziej żywego niż plastikowy owoc. Użyję tu porównania między baby pomarańczką w kosmetykach od 1 roku życia, a pomarańczą dojrzałą. Ta jest seksowna i z krągłościami. Ma ogromną projekcję i wypełnia całą łaźnię i to dla mnie najważniejszy atut tego produktu. Działanie jest poprawne. Myje. I tu się zatrzymam nad nazwą. Bo spodziewałam się olekowego żelu pod prysznic, a jednak... jest to żel z olejkami. Różnica jest znacząca, bo wcale nie otrzymałam gęstej, kusząco tłuściutkiej i łagodzącej konsystencji, tylko zwykły żel, a nawet żel rzadszy niż większość żeli. Jest wręcz trochę rozwodniony, stąd nie jestem zadowolona z wydajności. Muszę bardzo dużo nabierać, by odpowiednio się spienił. Poślizg również jest typowy dla żeli drogeryjnych, nie ma w sobie nic grubowarstwowego, a właściwie można mieć uczucie mycia czymś wodopodobnym. Jednak domywa bardzo dobrze. Spokojnie zmyje filtr przeciwsłoneczny i zwykły dzień, dodatkowo nie wysusza i nie podrażnia skóry. Nie zdarzają mi się po nim wysypki ani krostki. Jednak nie zastąpi balsamu, nie ma tak mocnej siły rażenia jaką miałby żel olejkowy. Myślę, że gdyby nie zapach, byłabym mniej zadowolona.