Hugo Boss Boss Bottled Sport EDT 

Dwie próbki zapachu trafiły do mnie dzięki uprzejmości koleżanki z perfumerii więc moja ocena i mini recenzja opierały się będą na wspomnianych miniaturkach. Na początku byłem podekscytowany, że jakiś fajny świeży zapach trafi w moje ręce, i decyzję czy kupię flakon z tymi perfumami, uwarunkowałem tym, czy test z próbkami wypadnie dobrze. Marketingowo zapach świetny - promowany przez polskiego pomocnika Kubę Błaszczykowskiego i to w trakcie wielkiej imprezy - wydawać by się mogło idealnie. Dla mnie od samego początku wyczuwalny grejpfrut i lekko stonowana lawenda - odniosłem wrażenie, że niewiele się rozwija po zaaplikowaniu. Zdrowy rozsądek podpowiadał, że świeżak raczej nie może mieć dobrej projekcji, ale zobowiązania wobec marki miałem nieco inne. Zapach w odbiorze przyjemny, nieinwazyjny i wydawać by się mogło, że... nijaki. Moja partnerka, która jest wielką fanką zapachów wodno-kwiecisto-sportowych przeszła obok niego obojętnie i zainteresowała się nim dopiero wtedy kiedy zapytała mnie ,którym sportowym adidasem pachnę. Muszę przyznać, że jak na zapach, którego 100 mililitrowy flakon kosztuje ponad 300 złotych to ma oszczędną projekcję i ubogą trwałość. Przecież w tej cenie dostępne jest aqua di gio ! Od zaaplikowania zapach trzymał się bardzo blisko skóry i był raczej słabo wyczuwalny. Po 6 godzinach nie było po nim śladu. Mimo tego, że zapach jest przeciętniakiem jestem przekonany, że odniesie sukces. Chociażby dlatego, że to okolicznościowy zapach sportowy, a mamy Mistrzostwa Europy. Między innymi dlatego, że twarzą produktu jest rozpoznawalny piłkarz. Głównie dlatego, że BOSS to marka i pewnie będzie wiele zakupów w ciemno, przez pryzmat zobowiązania do marki. Jak dla mnie zapach jest jak występ Polskiej reprezentacji na mistrzostwach. Oczekiwania (w końcu to BOSS) spore, nie do końca spełnione. Używam tego produktu od: 1 miesiąc Ilość zużytych opakowań: 2 próbki

Jestem wielbicielką zapachów typu unisex lub męskich które nadają się jako unisex. A wybór takich zapachów jest obecnie przeogromny. Na wiosnę tego roku przetestowałam wielokrotnie wszystkie niemal nowości będące propozycjami na lato 2012. Były to mniejsze lub większe wariacje na temat zapachów istniejących już wcześniej, tyle, że zostały zmodyfikowane i opatrzone napisem SPORT (napis ten zazwyczaj czcionką w kolorze czerwonym). Przez mój nos przewędrował nowy Issey Miyake Sport (tu akurat czcionka niebieska), Allure Eau Extreme Sport, jakiś Dior Sport, najnowszy Dolce Gabbana Sport. Generalnie sami sportowcy. Ja akurat prowadzę tryb życia odmierzany treningami siłowymi i niemal im podporządkowany. Mam więc mam sprecyzowane oczekiwania odnośnie zapachów z nazwą Sport. Oczekuję świeżości i cytrusa. Oczekiwania banalne do bólu, a jednak trudno im sprostać. Boss Bottled Sport zrobił to wręcz z rozmachem. Naprawdę bardzo fajny energetyzujący zapach. Rześki, z wyczuwalną bergamotką (niby piszą że grejfrut, ale bo ja wiem). Nie żaden tam ekologiczny cytrusek skrzyżowany z toaletowym mydełkiem i ziołami z przydomowego ogródka. Konkretny opalony facet w okularach Prady i z dużą furą wewnątrz zmrożoną klimatronikiem, czyli upalne lato po całości. Na codzień w garniturze, w weekendy niedbale (choć to jedynie pozory). Zaznaczam pozytywny wydźwięk opisanego obrazka. Zapach naprawdę fajny. Na mojej kobiecej postaci czuć energię i bergamotkę, na moim bracie zapach jest męski w tradycyjnym rozumieniu tego określenia. Chociaż i tak ciężko opisać różnicę. W obu przypadkach zapach jest nowoczesny, energetyczny, wakacyjny, z oceanem i cytrusem, ale nie w sposób dosłowny. Boss Bottled Sport wziął udział w moich żmudnych systematycznych wiosennych eliminacjach do pucharu lato (euro) 2012. No i wygrał (mimo że trwałością niestety nie powala). Używam tego produktu od: maj 2012 Ilość zużytych opakowań: 100 ml nadal w użyciu (ja na przyczepkę do niej)