Trudno wyobrazić sobie lepszy moment na zakup żelu pod prysznic z Hawajami w nazwie, niż wakacje. Żel zakupiłam w sierpniu, na urlop, a dziś przyszło mi zużyć ostatnią jego kroplę, a więc siadam do recenzji.
Żele Nivea, zaraz obok Dove, to takie klasyki. Jak już naprawdę nie wiem, na co mam ochotę, nie mogę się na nic zdecydować, to udaję się w ten rejon drogerii, gdzie na półce stoją produkty jednej z dwóch wymienionych przeze mnie marek. Tym razem padło na wersję letnią.
Zacznijmy od opakowania. Bardzo je lubię - jest poręczne, nieco spłaszczone, dzięki czemu nie zajmuje zbyt wiele miejsca w kosmetyczce, a do tego zamkniecie na klik jest solidne, a lekko spłaszczona nakrętka dodatkowo umożliwia łatwe zabezpieczenie opakowania plastrem lub taśmą, co jest ważne w podróży.
Sam żel jest prawie przezroczysty, zabarwiony z lekka błękitnym kolorem. Pływają w nim maleńkie kuleczki, które mają zawierać olejek. Zapach jest intensywny, słodki, kwiatowy - nie wiem, czy hawajski, ale na pewno kojarzący się z wakacjami. Ogółem nie jest to zbytnio mój styl, ale dla odmiany mógł być, choć pod koniec zaczął mnie już nieco nużyć.
Żel ma średnio gęstą konsystencję i intensywnie się pieni. Nie trzeba go dużo, żeby pokryć całe ciało przyjemną pianą. Z zapachem lepiej się polubić, bo po kąpieli jest wyczuwalny jeszcze przez dłuższą chwilę w łazience i na skórze.
Czy żel ma jakieś właściwości pielęgnujące? Nie wydaje mi się. Nie zauważyłam, by mikrokapsułki z olejkiem jakoś szczególnie zwiększyły nawilżenie mojej skóry. Co jest jednak ważne - nie zwiększały jej przesuszenia, z czym czasem mam problem, za to więc duży plus.
Co więcej, niewielka butelka starcza na całkiem długo, więc za wydajność należy się kolejny plusik.
Ogółem żel spełnia swoje zadanie - myje, odświeża, relaksuje. Nie pielęgnuje jakoś specjalnie, ale też nie robi krzywdy. Ot, zwyklak, od którego nie oczekiwałam cudów. Na co dzień wolę bardziej dobroczynne kosmetyki, ale na wyjazd ten akurat produkt sprawdził się idealnie. Dodatkowo jego cena jest bardzo przystępna, a więc w razie rozlania czy przypadkowego pozostawiania w hotelu nie byłoby mi aż tak żal, jak w przypadku np. dermokosmetyków, które kosztują znacznie więcej. Ot, takie podróżnicze "mini must have".
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie