Concerning Panthere...
Pantery, inaczej zwane lampartami to zwierzęta zamieszkujące głównie Azję i Afrykę. Jeden z największych kotów na Ziemi, po tygrysie, lwie i jaguarze. Ciekawą jego melanistyczną odmianą jest czarna pantera.
Mogłabym tak pisać sobie długo, bo moja miłość do kotowatych wszelkiej maści jest ogromna.
Ale rzecz ma być o zapachu...
Długo szukałam miniaturki. Na całą butelkę muszę się albo zwyczajnie skusić, albo być absolutnie przekonana do nut. A miałam wątpliwości. Jednak w końcu upolowałam.
Zapach swoje lata ma. A historia rodziny Cartier jest jeszcze starsza. Wszystko zaczęło się w 1847 roku, gdy Alfred Cartier położył podwaliny pod dzisiejsze imperium wspaniałego jubilerstwa. Edward VII, książę Walii mawiał, że Cartier to "Jeweller of the Kings, King of Jewellers". I to była esencja tej rodzinnej firmy.
A o zapachu?....
Powstał sobie, całkiem niedawno swego rodzaju filmik, podsumowujący dzieła Cartiera w reżyserii Bruna Aivellan\'a. Ten film to dla mnie kwintesencja Panthere de Cartiere. A muzyka, walc, autorstwa Pierre\'a Adenot\'a, jest odtwarzana tak często, jak tylko chce mi się poczuć woń Panthere...
Jest podróż przez Rosję, w śniegu, przez Chiny i Chiński Mur, wraz ze złotym, potężnym smokiem, jest podróż po Taj Mahal na grzbiecie monstrualnych rozmiarów słonia, jest wreszcie zakończenie w Paryżu i w... pudełku Cartiera:)
Ta podróż jest właśnie jak Panthere de Cartier:
otwarcie jest stonowane, lekko korzenne, zapowiada ciekawe i mocne rozwinięcie. Czuje się pomarańczę przygaszoną goryczą grejpfruta. Najpiękniejsze w Panthere jest to, że każda faza nie brzmi osobno a współgra z pozostałymi: w nucie serca czuję jaśmin z gardenią, jednak wciąż podszyty pomarańczą i wyczuwalną wonią drewna. Gdzieś pod koniec pojawia się labdanum i drzewo sandałowe, jest jednak lekko kremowe, choć i chropawe. Pomarańcza wciąż czai się z tyłu, a nad całością aromatu wyczuwam woń drewna różanego, ale ...za woalką. Nie wprost. Całość jest idealnie zgrana, żaden akord nie dominuje nad innymi.
W swej doskonałości Panthere jest kompozycja orientalną, trochę drzewną a na pewno ciepłą i otulającą.
Noszenie Panthere de Cartiere to podróż w czasie. Nie sentymentalna, bo taka kojarzy mi się wyłącznie z rozpamiętywaniem czasów minionych, może lepszych, ale na pewno definitywnie przeszłych i odległych. Ta podróż w czasie dzieje się tu i teraz, trwa wciąż a Cartier tworzy jej nowe rozdziały. Bez względu na pochodzenie, czasy czy preferencje zapachowe, ten aromat powinien przypaść do gustu kobietom na całym świecie. Bo jest uniwersalny. Ale nie jedynie uniwersalny, bo na pewno będzie się podobał. Także uniwersalny, bo ponadczasowy. Trwający. Wieczny.
Tak jak biżuteria Cartiera: czy nas na nią stać czy nie, czy lubimy takie błyskotki, czy też wcale, każdy na widok diamentowej kolii i szmaragdu Macay przystanie i zachwyci się nad jej pięknem. Bo piękno takich cudów ludzkich rąk nigdy nie przemija.
Tak jak nie przemijają niektóre wonie:)
Szczerze polecam obejrzenie filmu "L\'Odysse de Cartier" na wiadomym kanale. To Panthere de Cartier dla oczu i uszu:)
Trwałość: na mnie słaba, jedynie 3 godziny, ale wybaczam
Flakon: piękny
Nazwa: adekwatna
Używam tego produktu od: miesiąca
Ilość zużytych opakowań: w trakcie miniaturki i poluję na flaszkę:)