Cena w Polsce to 209 PLN w sieciowych drogeriach. Kupiłam ten cud (podczas dni VIP -20%) w przypływie obezwładniającego zamroczenia intelektualnego z jednoczesnym odpływem wszelkich resztek zdrowego rozsądku. Mam wiele sympatii do marki Guerlain.
Im więcej ma ona wrogów, tym bardziej ją lubię :D
Skrót BB w wydaniu Guerlain oznacza coś zupełnie nowego i jest swobodną wariacją artystyczną na temat owych dwóch liter. Jest to Beauty Booster, co w polskim tłumaczeniu ujęto jako Aktywator Piękna (pisany oczywiście wielką literą, jak to u Guerlaina, wszystko śmiertelnie poważnie i pseudonaukowo).
Produkt stoi na standzie z kolorówką i nie obiecuje zbyt nachalnie jakiejkolwiek pielęgnacji. Mam wrażenie, że nawet sam producent nie był do końca pewien co nam oferuje.
Na produkcie jest napisane, żeby owego BB używać NA KREM PIELĘGNACYJNY (to już mówi samo za siebie, ile pielęgnacji w tym BB) lub (i to dopiero jest ciekawostka): NA krem pielęgnacyjny, ale POD PODKŁAD. W razie gdyby Aktywator Piękna okazał się niewystarczającym makeupem.
Właśnie stąd moje wrażenie, że Guerlain stworzył produkt na tyle nieokreślony, że na wszelki wypadek zabezpieczył się, dając w instrukcji obsługi te dwa warianty nakładania. Bo w razie gdyby kosmetyk okazał się zbyt mało kryjący, na salonach poszłaby plotka, że marny, sprzedaż spadłaby... A tak, to przecież wyraźnie jest napisane, żeby najpierw BB, potem podkład, i jest git makijaż, wszyscy zachwyceni, sprzedaż rośnie.
Przerobiłam wariant NA KREM i na tym poprzestałam. Fatalnie dobrałam odcień, bo kupiłam wersję jaśniejszą (są tylko dwie), która z moją śniadą, żółtą cerą ma tyle wspólnego, co białe z czarnym. Postaram się nie oprzeć swojej recenzji na smutnej okoliczności niedopasowania odcienia.
Booster oferuje duży filtr, przy czym jest to chemia do potęgi, łącznie z cieszącym się złą sławą oxybenzonem (zgodnie z obowiązującymi przepisami, na pudełku, tubce i w ulotce jest ostrzeżenie o obecności tego związku). Nie wiem co to jest oxybenzon, ale mówią, że zło wcielone.
Najważniejsza rzecz w tego typu produktach - krycie i potencjał upiększania cery:
Standard - mała ilość nie daje żadnego efektu, zaś większa - tworzy istną maskę na twarzy.
Zaznaczam jednak, że miałam maksymalnie nietrafiony odcień, po prostu trupio biały w zestawieniu z moją karnacją. Gdybym miała wersję ciemniejszą, efekt byłby pewnie korzystniejszy, bo przynajmniej naturalny pod względem koloru.
Jest w tym kosmetyku coś pudrowego jakby, jest aksamitny, nie jest oleisty czy wyczuwalnie silikonowy (podczas nakładania). Na tłustej cerze szybko jednak wytraca swoje początkowe atuty. Po około godzinie daje paskudny efekt podkreślenia porów, zaś o tłustym błysku to już w ogóle nie wspomnę. TŁUSZCZ. Stwierdzam to obiektywnie, bynajmniej nie przez pryzmat upałów, ponieważ mieszkam ostatnio w miejscu, w którym walczę z chłodem i lodowatym wiatrem, a nie z ciepłem.
Moje główne zastrzeżenie dotyczy jednak składu. Podczas testów na ręku prawdopodobnie spowodował silne uczulenie na wierzchu dłoni, które utrzymywało się około tygodnia. Do dzisiaj nie wiem, czy to on był sprawcą, ale najprawdopodobniej tak. Potem przy kolejnych testach nie dał już takiej reakcji. Jednak aplikowany na twarz, powoduje pieczenie skóry. Zaznaczam jednak, że mam cerę wrażliwą, alergiczną, z uszkodzonym naskórkiem w wielu miejscach. Przy czym uczucie gorąca na twarzy nie ma tu akurat związku ze stanami zapalnymi i uszkodzonym naskórkiem. Świadczy ewidentnie o dość inwazyjnym składzie produktu, z pewnością nie dla cer wrażliwych czy wręcz alergicznych. Dla mnie nie nadaje się zupełnie. Mam cerę zbyt tłustą i zbyt wrażliwą na takie wynalazki.
Dla mnie ten produkt to tylko PODKŁAD, tyle, że udający coś więcej niż tylko podkład.
Używam tego produktu od: od drugiej połowy czerwca
Ilość zużytych opakowań: napoczęte pierwsze