Smok, zwierzę hedonistyczne i bezczelne, zieje na mnie w otwarciu czystym amaretto i pogryzionymi gorzkimi migdałami.
Czy ja wiem, czy to jest pocałunek? Te grubo posiekane wielkimi zębiskami migdały i alkohol? Chociaż.. jest w tym coś z pieszczoty. Cierpkość migdałów i słodycz amaretto uzupełniają się w taki sposób, jak gdyby Smok ogonem zataczał koła na mojej skórze.
Wrażenie płynnego poruszania się po okręgu wcale nie mija wraz z otwarciem.
Ziołowy oddech Smoka odświeża nieco ograne połączenie kwiatowego bukietu jaśminu, róży i pudrowego oraz dość mocno drzewnego irysa. Bukiet ten byłby zbyt pudrowy, zbyt kwiatowy, za dobrze nam wszystkim znany, gdyby nie wyraźnie ziołowe w wyrazie (nic nie poradzę, czuję tu odrobinę bylicy i tymianku, chociaż może to wetiwer z bazy już dochodzi do głosu i udaje w/w rośliny) tchnienie oddechu potwora, które kwiaty lekko podsusza. Ich płatki robią się kruche, tracą kolor i soczystą słodycz zapachu, o świeżości nie wspominając. Gorzkawe, ziołowe tchnienie pięknie ubiera kwiatowy bukiet w coś, co sprawia, że ta upojna roślinność, za którą w perfumach nie przepadam, staje się fascynująco goryczkowa i niejednoznaczna, jakby odrobinę przykurzona, stłamszona, delikatnie przydymiona. Miękkie, jasne, niezwierzęce piżmo nadaje tej mieszance zdecydowanie kobiecego charakteru, a poszczególne nuty zapachowe zdają się nie tyle pulsować, ile zataczać spokojne koła. Jak smok przed lądowaniem:)
Baza jest jednocześnie mroczna wilgotnością najciemniejszej z paczul, wzbogaconą gorzkim kakao, i jednocześnie jasna, w gładki, śmietankowy, lecz nie spożywczy, sposób, właściwy ambrze i jej kremowym aspektom. Ta sprzeczność bardzo mi odpowiada.
Jak chaos i ład w idealnej równowadze.
To poruszanie ogonem po okręgu i przenikanie się poszczególnych nut warunkuje też niebywałą zmienność zapachu, którą sygnalizowało wiele moich poprzedniczek. Stabilność nie jest najmocniejszą cechą Smoka (jakże mogłoby być inaczej?). Owa niestabilność powoduje, że mogą zdarzyć się dni grozy: kwaśne od neroli i alkoholu otwarcie, duszące naręcza kwieciuchów w sercu, i mokre drewno, mokra ziemia, a nawet metaliczna i gorzkawa, żelazista woń rdzy w bazie. Trzeba się z tym liczyć. Testowałałam wielokrotnie (dzięki Dragonblood- któż, jak nie ona, mógłby częstować Smokiem?),lecz tylko raz Smok zachował się nieprzyzwoicie. Pomimo nieprzewidywalności (ale kto pragnąłby oswojonego Smoczusia?) -warto go poznać,pokochać i nosić.