Dałam tej masce aż trzy szanse i żałuję, że nie poprzestałam na pierwszej, która rzecz jasna okazała się porażką. Produkty Nacomi bardzo cenię, ale ta maska zupełnie nie przypadła mi do gustu.
Instrukcja na opakowaniu sugeruje, że maseczki wystarczy na dwie aplikacje. Gdybym użyła połowę umieszczonego w słoiczku proszku, mogłabym chyba nakładać maskę na całe ciało. Zachowując więc właściwe proporcje, użyłam 1/3 proszku. Maski wyszło bardzo dużo, więc mogłam spokojnie podzielić ją na 4 razy, ale po rozrobieniu z wodą było już za późno na naprawianie błędów.
Przepis wydaje się bardzo prosty, zmieszać proszek z wodą i nałożyć maskę na twarz. Niestety, choć konsystencja mojej maski w miseczce wydawała się idealna, na twarzy okazała się zbyt płynna. Po kilku minutach zaczęła mi dosłownie ściekać z twarzy. Tak więc o cudownych właściwościach maseczki przekonała się podłoga, moja bluzka, spodnie...i w zasadzie wszystko dookoła.
Za drugim razem użyłam znacznie mniej wody, przez co rozrobienie maski nie było już takie proste. Niestety, tym razem maska również nie zastygła na mojej twarzy. Używałam już wcześniej masek algowych innej firmy i nigdy nie miałam takiego problemu. Zawsze pięknie zastygały. Odstawiłam maskę na jakiś czas, bijąc się z myślami, czy warto zrobić podejście trzecie. Nie chciało mi się znowu myć całej łazienki i robić dodatkowego prania. W końcu jednak się zdecydowałam. "Do trzech razy sztuka". Tym razem zrobiłam gęstą papę. Po nałozeniu na twarz zrobiła się jednak bardziej płynna, chyba pod wpływem ciepła skóry? Nie wiem. W każdym razie, pragnąc uniknąć kolejnej katastrofy i tworzenia się glutowatych "sopli" co chwilę skapujących na podłogę, położyłam się na łóżku, włączyłam relaksacyjną muzykę i zaserwowałam sobie sesję spa.
W teorii maseczka zastgyga w ciagu 15 minut. W TEORII. W praktyce odczekałam 20 minut, 30, 40. W końcu się poddałam. Po 45 minutach postanowiłam ją ściągnąć. Zaczęła się zabawa. Na brzegach, tam gdzie produktu było najmniej, maska wyschła na wiór, niczym maseczka z glinką. Tam, gdzie była nałożona grubsza warstwa, maska nadal była glutowata. Nie ścięła się, nie było mowy o zdjęciu całego płata. Postanowiłam zmyć ją wodą, ale to tylko pogorszyło sprawę, pod wpływem wody robiła się jeszcze bardziej glutowata, woda spływała po niej jak po silikonie. W ruch poszły waciki, ręczniki papierowe i ściereczka. W końcu wygrałam nierówną walkę, ale w efekcie uzyskałam czerwoną, podrażnioną skórę. W życiu nie namęczyłam się tak z żadną maską. Trzeba było dać sobie spokój po porażce numer jeden.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie