Dłonie są jedną z części mojego ciała, która regularnie buntuje się na wszystko. Już nie dostaję takich plam egzemowych między palcami jak jeszcze kilka lat temu, ale też nie pozwalam sobie na nienasmarowanie ich codziennie przed snem. Więc pewnie profilaktyka jest skuteczniejsza niż potem żmudna walka z pieczeniem i suchością. Nadal niestety cierpię po detergentach i myjkach silnie zapachowych.
Ten krem to zdecydowanie mój krem do rąk #1. Zdarza mi się go zdradzić na rzecz jakichś bardziej ubogich braci, kiedy wydaje mi się, że a nuż spróbuję czegoś lżejszego na dzień, ale wracam do niego pędem szczególnie w zimie, kiedy kaloryfery wrednie mi dopiekają.
Generalnie nie przepadam za kremami glicerynowymi, bo o ile tworzą ładną kołderkę, to jest ona dla mnie za lekka i nie lubię tego dziwnego efektu na dłoniach, gdzie nie czuję swojej skóry. Dlatego optuję częściej za masłem shea, bo choć się nie wchłania przez pół stulecia, to daje takie fajne odżywienie i długotrwale pielęgnuje suche skórki wokół paznokci.
Skład powoduje, że ten krem jest bardzo gęsty, ale wcale nie trudny do rozsmarowania. Wystarczy go wielkość jakiegoś ziarna fasoli i ładnie pokrywa całe dłonie. Nakładam tuż przed pójściem do łóżka, więc nie dotykam niczego oprócz telefonu lub książki, ale nie sprawia, żeby coś się wyślizgiwało z rąk. Tworzy zdecydowaną warstwę, więc jeśli ktoś lubi wchłanianie się do matu, to chyba nie tędy droga. Czy jest wydajny? No jest. Przez to, że jest taki gęsty. No i jest go sporo, 80ml, czyli dużo więcej niż standardowa pięćdziesiątka. Wystarcza mi na jakieś 3/4 miesięce jednorazowej codzienności. Gęstość też dobrze się dogaduje z opakowaniem kremu. Jest tubkowate i aluminiowe. Łatwo je wycisnąć, nie ma potrzeby rozcinania i nie wpada do środka powietrze. Zakrętka jest dosyć mała, więc jeśli ktoś jest fleja, to krem będzie się wokół niej osadzał, ale mi się rzadko zdarza coś wycierać.
Wersje zapachowe przerabiałam różne. Herbatę, różę, wanilię, czekoladę, jest ich dosyć sporo i zależy to od sklepu, ale najczęściej chyba wracam do wersji, której w ciemno bym pewnie nigdy nie wzięła, bo spodziewałabym się po niej domestosa. Jest to trawa cytrynowa. Pachnie bardzo zaskakująco. Trochę ziołowo, trawiaście, ale po perfumowemu trawiaście, taka wysokopółkowa natura. Nie czuję cytrusów. Bardzo mi się podoba, bo nie męczy i z niczym się nie gryzie.
Także jest zima, jest –16 w dzień, w nocy kaloryfer wysusza mnie na rodzynkę, a ja sobie głasiam w pracy dłonie, bo takie ładne i błyszczące, mimo że krem stosuję tylko wieczorami.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie