Porządny krem warty swojej ceny.
W ostatnim czasie wymagania mojej skóry dramatycznie wzrosły (choć wcześniej wydawało mi się, że to niemożliwe) - wszystkie wcześniej stosowane specyfiki zaczęły być po prosu zbyt słabe i nie dawały mi tego, czego potrzebowałam.
Krem Bentona przewijał się często w różnych polecajkach, więc w końcu postanowiłam go kupić - na początek minisek, 10g, w zawrotnej cenie 26 zł ;).
Dziś, po niemal 6 tygodniach codziennego używania zobaczyłam denko i mam już wyrobione zdanie na temat tego produktu. W dużym skrócie - teraz rozumiem doskonale, skąd tyle pozytywnych opinii na temat tego produktu - jest on po prostu bardzo dobry <3.
Krem zamknięty został w higienicznym i estetycznym opakowaniu - zgrabna, czarna tubka, minimalistyczna szata graficzna i wygoda - generalnie nie mam się do czego przyczepić. Sam krem jest dosyć gęsty (ale nie masełkowaty czy tłusty) - ale łatwo go rozprowadzić, można wykonać masaż, zaś krem dość szybko się wchłania, pozostawiając na skórze okluzyjny film, dzięki czemu stanowi dobrą bazę pod korektor.
Na morze pochwał zasługują również doskonały, naturalny skład, brak zapachu oraz formuła przyjazna skórze wrażliwej - przenigdy ten krem mnie nie uczulił i nie podrażnił, choć nie żałowałam go sobie i ładowałam go, ile wlezie ;).
Wydajność to kolejna zaleta tego kremu - miniatura 10g wystarczyła mi na 6 tygodni codziennego używania, dwukrotnie w ciągu dnia. Nie zapominajmy, że opakowanie pełnowymiarowe ma pojemność aż 30 g, co analogicznie starczy nam na jeszcze dłuższy okres, tak więc cena kremu wcale nie jest zawyżona.
Przejdę jednak do najważniejszej kwestii, mianowicie - działania.
Krem już od pierwszych aplikacji dosłownie mnie zachwycił - tym, jak nawilżył moją przesuszoną skórę, jak ją zmiękczył i ukoił.
Kolejne dni z nim wprawiały mnie w coraz większy zachwyt - dosłownie z tygodnia na tydzień widziałam różnicę, głównie w poprawie elastyczności i wygładzeniu mojej skóry.
I nie, krem nie zlikwidował zmarszczek mimicznych ani moich ogromnych cieni (choć troszeczkę na to liczyłam, ale z drugiej strony - producent tego nie obiecuje, więc nie mam pretensji) - ale zadziała tak, jak powinien zadziałać każdy porządny preparat do pielęgnacji skóry wokół oczu.
Co ważne, jego działanie jest rzeczywiste, a nie pozorne - to pisząc, mam na myśli ewidentną poprawę stanu skóry, długotrwałą, a nie taką ''na chwilę'', w momencie pozostawania specyfiku na skórze.
Po 6 tygodniach widzę poprawę i to najlepszy dowód na to, że ten krem jest dobry - nie czuję już napięcia ani dyskomfortu, skóra nie jest boleśnie naciągnięta i szorstka, a suche, czerwone placki na powiekach też sobie gdzieś poszły ;). Czuję się komfortowo, czuję całodobowe nawilżenie i teraz nawet wietrzne, mroźne dni nie są mi straszne ;).
Cóż więcej mogę powiedzieć, drogie wizażanki... Moim skromnym zdaniem ten krem rzeczywiście zasługuje na miano produktu porządnego i wartego swojej ceny. Benton obiecuje nam wygładzenie, poprawę elastyczności, regenerację, ochronę i ujędrnienie skóry i dokładnie tak jest - a wszystko to jest delikatne i nieinwazyjne nawet dla najbardziej wrażliwych oczu.
Moja 29 letnia skóra, mega wrażliwa, z atopią, kapryśna i generalnie trudna, lubi to ;). Gdyby jeszcze rozjaśniał cienie, to zostałby moim św.Graalem, ale i tak nie mogę mu nic zarzucić - działa jak trzeba, starcza na długo i ma wspaniały skład.
Jestem na TAK i serdecznie polecam - warto go znać <3
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie