Unikatowy, pełen sprzeczności, uzależniający i nieprzejednany.
Aura gości u mnie od niecałego roku. Zdecydowałam się na zakup Aury bo gdy skończył mi się Alien wiedziałam, że moja podróż z Muglerem na pewno się nie skończy. Te zapachy to dla mnie inny wymiar perfum, pachnąc nimi czuję się odurzona kompozycjami nut, których wcześniej nie czułam. Poza tym to jedne z najtrwalszych perfum, które miałam okazję mieć.
Szczerze decydując się na Aurę wiedziałam, że jest 'specyficzna' ale oprócz ogólnego zerknięcia na nuty nie chciałam sugerować się żadnymi opiniami. Aurę podobnie jak Aliena odbieram bardzo osobiście są to perfumy, które mają w sobie coś co porusza we mnie najdelikatniejsze struny.
Choć Aurę mam już jakiś czas to długo się do niej zabierałam bo po pierwszym spotkaniu poczułam, że ten zapach to dla mnie za dużo. Odłożyłam do szuflady i tak czekały. Kończyło się lato wygrzebałam je z dna szuflady i moje nastawienie do tego skomplikowanego, nieokiełznanego zapachu znalazło swój rytm.
Aura od pierwszego psiknięcia uderza ciężkim i kwaśnym aromatem owoców. Musiałam ponownie zerknąć do nut zapachowych i upewnić się, bo ten ultra kwaskowy zapach, odurzał swoją mocą i nie mogłam skojarzyć go z niczym konkretnym. To rabarbar i rzeczywiście Aura świetnie oddaje jego soczystą i bardzo kwaśną naturę. Tą nutę czuć kilka długich minut gdzie potem dołącza znana mi już bardziej bergamotka. Przewrotnie bo choć same nuty bergamotki lekkie nie są to w zderzeniu z kwaśnym, wykręcającym nos rabarbarem dodają mu szlachetności, sprawiają, że zapach staje się przestrzenny i łatwiejszy w noszeniu, nadając mu także kobiecy wyraz. Te początkowe dla mnie niespotykane owocowo-kwiatowe połączenie, nie trwa długo bo po niespełna 30 minutach, robi się bardzo zielono, trawiasto, dziko. Mi te nuty kojarzą się z tropikalnym, gorącym lasem deszczowym, który tętni życiem. Zapach jest świeży, pulsujący, który działa bardzo energetyzująco, pobudzająco choć jest w nim wiele z pierwiastka męskiego, być może to kwestia interpretacji drzewa sandałowego, które tutaj czuć dość intensywnie. W tym momencie czując te nuty, powoli łapię rytm tego zapachu, od tego momentu Aura to zdecydowana, wyraźna propozycja a jednocześnie cytrusowo upajająca i będąca słodką trucizną, którą kobieta nosi przy sobie jak talizman. Po ok. 2-3 godzinach spośród nut wyłania się miękka i niemal pluszowa po wcześniejszych doznaniach - wanilia. Jest bardzo mocno odczuwalna, jest wszędzie, czuję ją z ogonem na sobie do końca projekcji. Jest słodka, czasem aż za bardzo, jednak szlachetna i pięknie rozkwita na mojej skórze.
Podsumowując Aura to ogrom kobiecości w niespotykanym wydaniu, jest inna, osobliwa, bardzo nieoczywista - a jednocześnie podkreśla temperament, kobiecą siłę i moc.
Aura to dający do myślenia zapach, przynajmniej ja nie potrafię nim pachnieć bez odpowiedniego nastroju i dnia. To zapach typowo i wyłącznie jesienny i dla mnie nie zimowy. I co dziwne ja z Aurą czuję się dobrze wyłącznie za dnia...biorąc pod uwagę, że ten zapach jest ciężki i tak złożony. Ten zapach absolutnie zawrócił mi w głowie, jest przygodą, indywiduum - czymś dotąd nie poznanym i będę do niego wracała kiedyś na pewno. Chociażby dlatego by poczuć ten zapachowy rollercoaster jeszcze raz.