Przyznaję bez bicia: nigdy nie polubiłam się z maseczkami peel-off. Dlaczego więc kupiłam tę? Ano chciałam sprawdzić, czy przypadkiem coś się w tej kwestii nie zmieniło. A że mam ostatnio dość zanieczyszczone pory, widzę, że skóra potrzebuje dogłębnego oczyszczenia, to nie wahałam się za bardzo. Mam cerę mieszaną, przetłuszczającą się w strefie T, ale jednocześnie odwodnioną i wrażliwą.
Opakowanie to plastikowa saszetka podzielona od razu przez producenta na dwie porcje, każda po 8 ml. Jest wygodne, z łatwością można je otworzyć w wyznaczonym miejscu. Napisy z tyłu super czytelne, wszystko ładnie objaśnione.
Słuchajcie, przejdę od razy do rzeczy- co to jest za okropny zapach? Alkohol, alkohol i jeszcze raz alkohol! W życiu nie miałam tak cuchnącego procentami kosmetyku. W pewnym momencie podczas aplikacji zaczęłam się zastanawiać, czy się tymi oparami nie porobię. Koszmar straszny, do tego wyczuwalny podczas całego czasu trzymania jej na twarzy. Same wątpliwe wrażenia zapachowe to jedno, ale jak te opary koszmarnie szczypią w oczy, to ja nie mam pytań. Spłakałam się jak na niejednej komedii romantycznej, i znów, nie było to bynajmniej przyjemne. Bleh. Konsystencja również niemiłe mnie zaskoczyła. Lepka, gęsta, jak silikon albo jakiś budowlany klej. Nie jest najprostszą sprawą rozłożenie produktu równomiernie. Raz, że przez tę formułę, a dwa przez kolor- jest to bezbarwny żel, nie widać, gdzie został nałożony. Maseczka po kwadransie w teorii ma zastygać. Niestety nie ma w tym kszty prawdy. Lekko podeschła na bokach i dało się ją zerwać jedynie w minimalnym stopniu. Reszta się na skórze rolowała, kleiła, no dramat. Płakać mi się chciało jak ją mam usunąć, bo po nałożeniu jej miałam nawet problem z domyciem rąk. W końcu wpadłam na to, by ją zmyć ściereczką do twarzy z Resibo i to był strzał w 10. Co prawda musiałam sporo trzeć, ale misję zakończyłam sukcesem. Potem jeszcze użyłam żelu do dokładnego oczyszczenia. I o raju, jaka moja cera była po tym zabiegu podrażniona... czerwona, piekąca, boleśnie ściągnięta. Niesamowicie beznadziejna formulacja, serio. Czemu to jeszcze nie zostało wycofane? Kupiłam w promocji za 1,29 zł w Rossmannie i o tyle dobrze, że nie kosztowała majątku.
Czy były jakieś efekty? Troszkę wygładzenia i odblokowania porów, zgodzę się. Także ok, jakieś tam działanie oczyszczające ma. Ale to gra nie warta świeczki, bo są to efekty bardzo przeciętne, a tyle, ile się trzeba ucierpieć podczas aplikacji to one na pewno nie są warte. Pluję sobie w brodę, że przed zakupem jej nie spojrzałam na recenzje tutaj. W każdym razie zużyłam tylko tę jedną część saszetki, druga od razu poleciała do kosza. Nie popełniajcie mojego błędu i nawet nie myślcie o tym, żeby ją kupić. Na ten moment mam 860 recenzji na Wizażu, a ocenę 1 dałam wyłącznie maseczce, również peel-off od Pilaten. Druga moja jedynka w wizażowej karierze z przytupem leci właśnie do tego produktu. To mówi samo za siebie.
Zalety:
- wygładza
- odblokowuje pory
- dostępność
- cena
Wady:
- fatalnie śmierdzi alkoholem
- opary alkoholowe strasznie podrażniają oczy- szczypią, pieką i łzawią
- gesta, lepka konsystencja, trudno rozłożyć maseczkę równomiernie
- bezbarwna, to dodatkowo utrudnia aplikację
- wbrew zapewnieniom producenta- nie zastyga i nie da się jej zerwać
- bardzo ciężko ją zmyć, sama woda czy płatki polegną (mnie się to udało zebrać w końcu ściereczką)
- okrutnie podrażniła mi skórę
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie