Z tym zapachem po raz pierwszy zetknęłam się poprzez stronę zapachową w katalogu marki Avon. Przyjemna woń bez wątpienia była zasługą piwonii i magnolii, które uwielbiam i których zawsze poszukuję w piramidach zapachowych. Owoce są tu bardzo subtelne i nie przesładzają kompozycji. Ostatecznie "Luminata" spodobała mi się do tego stopnia, że z czasem kupiłam i klasyczne perfumy, i ich mniejszą wersję w prostokątnym flakoniku, i perfumetkę, a nawet balsam do ciała, któremu poświęciłam osobną, mniej pochlebną recenzję.
"Luminata" to zapach kobiecej elegancji. Nie za chłodnej, nie za dziewczęcej, nie za poważnej. Po prostu kobiecej, a jednocześnie roztaczającej aurę luksusu. To fakt, że ten zapach nie jest przełomowy ani jedyny w swoim rodzaju, jednak zaryzykuję stwierdzenie, że nigdy nie miał taki być. Ten zapach miał raczej reprezentować ponadczasową klasykę łączącą pokolenia, a nie dzielić na grupy fanatycznych wielbicieli i zdeklarowanych przeciwników.
O luksusowych aspiracjach najlepiej świadczy flakon w kształcie oszlifowanego diamentu w barwie różowej (zapewne nieprzypadkowej, bo różowe diamenty są jednymi z najrzadszych diamentów kolorowych). Trzeba przyznać, że nie jest to specjalnie oryginalny design i podobne kształty dostrzec można choćby w linii Wish domu Chopard czy u marki Lancôme, jednak pod kątem wykonania "Luminata" nie ustępuje wielu innym brylantowym flakonom (zdecydowanie mniej przypadł mi do gustu drugi flakon w kształcie prostokąta mieszczący wersję 30 ml).
Ze względu na lekkość "Luminaty" przypisałabym ją do dnia, choć myślę, że dzięki swojej zmysłowości także w porze wieczorowej nie byłaby żadnym faux pas. Połączenie rozkwitających kwiatów i świeżych owoców zdecydowanie wpisuje natomiast te perfumy w porę wiosenno-letnią. Szczególnie urzeka mnie jednak fakt, że delikatność łączy się tu z bardzo przyzwoitą trwałością (na mojej skórze minimum kilka godzin), którą zwykle mogą pochwalić się perfumy ostre i orientalne. Kompozycja jest naturalna i świeża, choć po wielotygodniowym spryskiwaniu na pierwszy plan zdecydowanie wychodzi owocowy charakter zapachu, który dla mnie jest zbyt słodki i który za każdym razem wymusza dłuższy odpoczynek od "Luminaty".
Ten zapach mógł być wielkim sukcesem, co najlepiej potwierdza osoba człowieka, który go wykreował. Maurice Roucel dla marki Donna Karan stworzył słynne zielone jabłuszka w ramach serii Be Delicious, a jego inne dzieło było jednym z ostatnich ulubionych zapachów Diany, księżnej Walii. Tworzył i dla wielkich domów mody, i dla słynnych osobistości, ale także na potrzeby drogeryjnych i katalogowych sieci. Pewnie łatwiej byłoby wymienić, z kim nie współpracował. "Luminata" miała więc ewidentnie szczęście w kwestii swojego twórcy.
Dlaczego więc opisałam ten zapach jako podwójnie pechowy? Bo gdyby został wydany pod szyldem kultowej marki, byłby podziwiany za aurę kobiecości i elegancji. Dołączył jednak do grona katalogowych zapachów Avon i w efekcie stracił szansę na status ekskluzywnego, choć do takiego ewidentnie aspirował.
Odnoszę też wrażenie, że nie przysłużyła mu się promująca go celebrytka. Zauważyłam, że ludzie uznawali te perfumy za piękne, ale tylko do momentu, gdy dowiadywali się, kto jest ich twarzą. Ja kupiłam te perfumy z powodu zapachu i nie interesowała mnie kampania reklamowa, jednak są osoby, dla których pochodzenie perfum i promujący je celebryta mają ogromne znaczenie. Te dwie kwestie nie pomogły perfumom "Luminata" i mimo że miały one wszelkie predyspozycje do większej kariery, dziś już nie widuję ich tak często w regularnej sprzedaży.