Żel ten kupiłam przez obietnicę kawowego zapachu i w większości dobre recenzje na KWC. Prawdziwej kawy pić nie mogę, ale kocham jej smak i zapach. Jak tylko widzę kosmetyki o jej zapachu, to od razu chcę je mieć :D. Kosztował mnie około 20 złotych za 410g w drogerii Rossmann.
Ostatnio przyzwyczaiłam się do mycia ciała rękami. Dotychczas robiłam to tylko gąbką, ale sytuacja wymagała ode mnie delikatniejszych rozwiązań. Chodzi mi o to, że całe lato smarowałam ciało balsamami/mleczkami brązującymi. Nie chciałam, żeby ''opalenizna'' za szybko schodziła, więc mycie rękami wydawało się odpowiednie. Kupując ten żel wiedziałam, że nie mogę używać gąbki, ponieważ zawarte w nim drobiny peelingujące pozostawałyby w niej. Tak więc zużyłam prawie całą butelkę (bo nadal trochę mi zostało) myjąc się rękami. Jeśli czytacie moje recenzje, to wiecie, że skórę mam bardzo pomieszaną. Trochę sucha, trochę normalna, trochę tłusta. Wszystko zależy od danej partii ciała. A czy od żeli czegokolwiek wymagam? Chyba tylko czegoś oczywistego, tzn. dobrego oczyszczania i nie wysuszania. Ostanio często się zdarza, że jestem zaskakiwana nawilżeniem ze strony żeli, ale akurat w przypadku tego z Bielendy nie. Oczyszcza on naprawdę dobrze, a potęguje to zawarty w nim peeling, który nie jest gęsty, bo nie może być. Nie można myć ciała typowym zdzierakiem codziennie. To by doprowadziło do ciężkich podrażnień, uszkodzeń i wysuszenia skóry. Dlatego żel ten nie ma w sobie tych drobin bardzo dużo. Mają one za zadanie tylko delikatnie złuszczać. Jednak tym głównym zadaniem żelu jest po prostu oczyszczanie i robi to dobrze. Skóra po umyciu jest odświeżona i gładka, po czym kolejnym krokiem w mojej pielęgnacji koniecznie musi być jakiś balsam. Składu żel ten nie ma cudownego i nie nadaje się raczej do ciągłego używania, ale raz na jakiś czas, to czemu nie. Ja stawiam głównie na naturalne produkty, bo są zwyczajnie o stokroć lepsze od chemii. Już dawno zauważyłam, że moja skóra o wiele lepiej reaguje na naturalne składniki i odwdzięcza się wtedy pięknym wyglądem. Jednak czasami coś z nie za ciekawym składem mnie przyciągnie i kupuję, bo np. tak jak w przypadku tego żelu, przyciąga mnie zapach. Bielenda trochę poleciała z obietnicami, jak zwykle zresztą, a praktycznie nic się nie sprawdziło. Czy to naprawdę takie trudne napisać krótko i na temat o swoim produkcie, bez zbędnego gadania? No nie, bo są firmy, które potrafią opisać swój produkt nawet jednym zdaniem, a i tak się sprzedaje ;). Jak widzicie nie mam zbyt dobrego zdania o tym żelu, ale markę Bielenda i tak lubię. Tylko te ich długie obietnice są zbędne.
Konsystencja jest oczywiście żelowa i dosyć gęsta. Kolor ma ciemnobrązowy. Pływają w nim czarne i białe drobiny peelingujące, których tak jak wcześniej wspomniałam, nie ma tak dużo, by mogły mocno zdzierać. Żel ledwo co się pieni, ale nie jest to dla mnie problem. Chcę tylko po wyjściu z wanny czuć się czysta.
Zapach oczywiście ma kawowy, ale jak dla mnie jest to czarna kawa z cukrem. Gorzka kawa nie ma w sobie takiej słodyczy. Przez to kojarzy mi się z cukierkami Kopiko, czy innymi. Z butelki jest przyjemny, relaksujący, idealny na wieczór, ale na ciele w połączeniu z wodą robi się dość chemiczny. Po Bielendzie spodziewałam się czegoś lepszego, bo przecież oni słyną z przepięknych zapachów swoich produktów.
Opakowanie to przeźroczysta butelka z zamknięciem typu zatrzask. Szata graficzna jest w ładnych kolorach, ale oczywiście za dużo tu obietnic z każdej strony. No ale powiedzmy, że wybaczam :D. Pojemność to 410g.
Zalety:
- Cena
- Dobrze oczyszcza i fajnie odświeża
- Delikatne drobinki wygładzają ciało
- Nie wysusza (i nie nawilża)
- Konsystencja
- Solidne opakowanie
Wady:
- Zapach z butelki jest ładny, ale na skórze w połączeniu z wodą staje się nieco chemiczny
- Dosyć słaba wydajność
- Nie za ciekawy skład
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie