Lirene Dermoprogram 40% Charcoal, Oczyszczająca maska bąblująca w węglowym płacie z włókna bambusowego 

Maskę tę kupiłam na najpopularniejszym w naszym kraju serwisie aukcyjnym, płacąc za nią jakieś grosze podczas sporych wyprzedaży. Dawno nie miałam bąbelkującej maseczki, więc stwierdziłam, że czemu by sobie trochę nie urozmaicić rutynowej pielęgnacji? :) Zwłaszcza, że mamy tutaj tak przeze mnie lubianą formę płachty. Maseczka jest zapakowana w saszetkę, z której wygodnie można wyciągnąć płat. Tkaninę z jednej strony nakłada się na buzię, a z drugiej jest pokryta folią, którą po odpowiednim umiejscowieniu płachty należy ściągnąć. Materiał ma czarny kolor i jest miękki oraz przyjemny dla skóry. Zapach dla mnie osobiście jest neutralny, na szczęście niezbyt intensywny. Płachta przez cały okres po aplikacji na buzię dobrze się jej trzyma, otwory są odpowiednio wycięte. Chwilę po nałożeniu na płachcie zaczynają pojawiać się bąbelki powietrza. Jest to przyjemne - bąbelki delikatnie masują twarz, tym samym zwiększając jej ukrwienie oraz oczyszczając. Na szczęście bąbelkowa masa nie wpływa do oczu, co już niejednokrotnie mi się zdarzało w przypadku innych stosowanych przeze mnie produktów tego rodzaju. Bąbelki są widoczne i spełniają swoją funkcję, ale nie ma ich w nadmiarze. Po około 15 minutach, gdy zdjęłam maskę z buzi, poczułam dość lepką warstewkę, więc koniecznie musiałam ją zmyć. Po umyciu cera zyskała lekkie oczyszczenie i nawilżenie oraz poprawiło się jej ukrwienie, więc jakieś rezultaty są, choć nieszczególnie spektakularne. Nie zauważyłam, by zmniejszyła się ilość wydzielanego sebum. Co do INCI, płachta nasączona jest w 40% węglem, który oczyszcza i pochłania zanieczyszczenia. Oprócz tego mamy tutaj nawilżającą glicerynę czy wyciąg z wedelii działający przeciwzapalnie i łagodzący podrażnienia. Reasumując: maska jest ok, poprawia wygląd skóry, a masowanie przez bąbelki jest całkiem przyjemne. Jednak uzyskane efekty nie są zbyt WOW. Poza tym nie każdemu może odpowiadać taka forma, bo jednak podczas trzymania maseczki wskazane jest leżenie, żeby piana nie spadła z buźki. Dla mnie to był fajny test, ale nie sięgnę ponownie.

Maseczka zawiera w składzie aż 40% węgla, który skutecznie oczyszcza skórę. Nakładanie nie sprawia problemów, poszło nawet sprawnie. Po nałożeniu należy wmasowac maseczkę w skórę i czekać aż zacznie bąbelkować. Uwielbiam takie maseczki, jest to bardzo przyjemne doznanie gdy pęcherzyki powietrza pękają i masują skórę. Na twarzy miałam ją około 10 minut, czyli tyle ile zaleca producent. Zapach maseczki jest dość specyficzny dla mnie i ciężki do opisania. Po zdjęciu płatu umyłam twarz letnią wodą z pozostałości piany. Skóra została pięknie oczyszczona, pory delikatnie zwężone oraz poprawił się koloryt. Na pewno do niej jeszcze wrócę.

Maseczka jest przede wszystkim sle dopasowana, otwory na oczy i usta są zbyt duże, niewygodne, maseczka nie trzyma się twarzy, roluje się. Musialam ją poprawiać kilka razy, bo odklejała się. Jest to bardzo niekomfortowe. Drugi minus - zapach. Chemiczny, mocny, intensywny, nieprzyjemny. Utrudnia stosowanie. Działanie : maseczka faktycznie dość dobrze oczyszcza skórę, zmniejsza pory, intensywność trądziku. Skóra po jej użyciu jest czysta, świeża i zmatowiona. Bylam naprawdę zdziwiona efektami. Kosztuje niewiele, warto ją kupić.

Najpierw zamówiłam jedną maseczkę na próbę. Później dokupiłam kilka sztuk. Maseczka fajnie oczyszcza skórę, odblokowuje pory, nawilża oraz wygładza. Maska jest fajnie wykrojona. Mogę spokojnie polecić.

Maskę tę dorwałam w pewnym lokalnym sklepie z bibelotami. Kosztowała tylko 1,99 zł, więc aż grzech było nie brać. Intuicja podpowiadała mi, że będzie to albo słaby produkt, albo bardzo przeciętny. No i nie byłam w błędzie. W tym miesiącu wzięłam się za maseczkowanie. Wcześniej omijałam tego typu produkty, bo wydawały mi się za drogie jak na coś jednorazowego. A i efekty po nich są krótkotrwałe - chyba, że są używane przez nas regularnie. Historię mojej decyzji o kupowaniu masek pisałam już w innej recenzji, więc nie będę się powtarzać. Przejdźmy do meritum. Płachta ma czarny kolor, ponieważ producent zapewnia, że znajduje się w niej 40% węgla z włókna bambusowego. To akurat jest ciekawe, bo zazwyczaj płachty są po prostu białe. Strasznie nie podobają mi się w niej otwory, które są jak dla mnie za małe. Może osobie z małymi oczami i wąskimi ustami się przypodoba - ja jestem przeciwieństwem takiej osoby, także maska nachodziła mi zarówno na oczy, jak i na usta. Położyłam ją na oczyszczoną skórę twarzy, po czym zaczęłam delikatnie masować, by rozpoczęło się bąbelkowanie. Praktycznie od razu powstaje biała, puszysta piana, a po około 5-6 minutach wręcz gilgocze w twarz. Po zalecanych przez producenta 10 minutach zdjęłam ją z buzi i poszłam spłukać nadmiar piany wodą. Skóra była delikatnie nawilżona i to tyle. Niczego więcej nie zauważyłam. Może lepszy efekt byłby przy regularnym stosowaniu, ale nie sądzę żebym miała ochotę kupować ją na okrągło. Wolę maski, które już po jednym użyciu zaskakują mnie swoim działaniem. Ta tego nie zrobiła i nie zachęciła mnie do ponownego zakupu. Zapach ma okropny. Nie wiem kto mógł coś takiego wymyślić. Na początku myślałam, że po prostu nie ma zapachu, a to, co czuję, to tylko węgiel i reszta składników. Okazało się, że w składzie ma Parfum(Fragrance). Ja tu czuję przypaloną skórkę kurczaka. Aż wywołał u mnie ucisk w głowie... Opakowanie to łatwa do otwarcia saszetka. Szata graficzna jest bardzo uboga, kompletnie niczym nie przyciąga, a przynajmniej mnie. Ten limonkowy kolor w połączniu z czernią jakoś mnie odrzuca.

* Zapach: Chemiczny, niezbyt przyjemny. * Płat: Średnio dopasowane otwory, zabezpieczony na białym materiale, który pozwala się maseczce łatwo dopasować do twarzy, bez niepotrzebnego bąblowania już na dłoniach. Czarny, solidny płat, nasączony jest sporą ilością produktu. * Konsystencja: Mocno klejąca, do tego stopnia, że skleiła mi nawet lekko powieki.. Szok - czegoś takiego się nie spodziewałam, bo skórę trzeba było dokładnie domyć z klejącej esencji, co nie ukrwam, trochę trwało. Wielki minus. * Efekt: Oczyszczona i wygładzona skóra, lekko zmatowiona. Podczas trzymania maseczki towarzyszył przyjemny mikromasaż, choć inne bąbelkujące maseczki (głownie te bez płatów) mają ten efekt dużo mocniejszy. Podsumowując: Miałam już lepsze jakościowo maseczki tego typu.

Maseczka została kupiona za 1 zł co bardzo mnie cena zdziwiła za maseczkę. Maska jest w płacie dość spora, a nawet i za duża. Po masce twarz jest miła w dotyku i odświeżona. Bardzo ją lubię za to ze nie wiązać po niej wągrów co zawsze mam problem z nimi. Polecić mogę ją każdemu za taką cenę i ze naprawdę ona działa i widać to. Zalety: -nawilża -cena -łatwo nałożyć płat

Produkt ten kupiłam w zestawie z innymi maseczkami tej firmy i srednio za każda zapłaciłam ok 2 zl więc jest calkiem fajna cena. Jak do tej pory mialam tylko jedna maseczke tej firmy wiec tym bardziej jestem tej ciekawa. Produkt ten zamkniety jest w sporej ladnej saszetce w której znajduje sie jeden czarny plat na foliowym płacie. Bąblujaca plat ma 40% zawartości węgla a sam on wykonany jest z wlukna bambusowego co jest przyjazne i dla skóry jak i środowiska. Maseczka ma za zadanie detoksykować, zwężać pory, normalizować oraz marnować przy czym nie wysuszać skóry. Maska zaczęła bablowac juz w trakcie wyjmowania z saszetki jednak tak dobrze bablowala dopiero po nałożeniu na twarz i delikatnym masażu. Efekty jakie uzyskalam to napewno zwezone pory , ładniej wyglądająca buzia. Jestem z niej na tyle zadowolona że kupię ją ponownie.

Maskę kupiłam za 1,50 zł co jest super ceną jak za maskę w płachcie. Opakowanie jest duże i wygodnie się otwiera. Maska ma słaby, przyjemny zapach i jest umieszczona na plastikowej folii. Jest za duża na moją twarz. Mimo tego że miała robić bąbelki, zrobiła je tylko na bokach płachty, zawiodłam się trochę przez to. Po jej zdjęciu buzia jest matowa, więcej efektów nie zauważyłam

Ostatnio od bardzo dawna nie byłam na profesjonalnym czyszczeniu cery, co niestety widać. Mam mocno zanieczyszczoną i zaniedbaną cerę. Maseczkę otrzymałam w prezencie urodzinowym. Opakowanie to kwadratowa saszetka z wycięciami umożliwiającymi otwarcie bez potrzeby użycia nożyczek. W środku znajduje się mocno nasączona, aż kleista (co powoduje, że ciężko mi było ją rozłożyć) czarna maseczka w płachcie, średnio dopasowana do mojej twarzy (mam twarz małą i okrągłą). Bezzapachowa. Maseczka dobrze się trzyma na twarzy (mimo braku idealnego dopasowania). Po upłynięciu czasu (trzymałam odrobinę dłużej niż zaleca producent) cera jest naprawdę dobrze oczyszczona (a miałam naprawdę zanieczyszczoną), zmatowiona. Nie zauważyłam co prawda efektu bąbelkującego, ale ponieważ efekt końcowy naprawdę jest bardzo dobry nie ma to dla mnie znaczenia. 5/5 Maseczka nie podrażnia skóry.

Mamy maseczki bąbelkujące i w płacie, tutaj mamy jedno i drugie. Płachta bambusowa z zawartością 40% węgla aktywnego. Zawiera ekstrakt z wedelii, który zawiera naturalne kwasy łagodzące podrażnienia i zaczerwienienia. Płachta ma czarny kolor, jest spora, delikatna, przyjemna i ma małe wycięcia na oczy - to chyba ostatnio jakiś trend ;) Esensji jest sporo, ma nie nachalny, świeży, nieco chemiczny zapach. Po nałożeniu esensja ma niby bąbelkować, i może i to robi ale pod płachtą tego nie czuć. Jeśli ktoś lubi ten efekt to tutaj go nie uświadczy. Jedyne co to pieni się na brzegach płachty. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że esensja się klei. Po ściągnięciu płachty jest jeszcze gorzej bo jest bardziej gęsta i lepka. Nie wyobrażam sobie zostawić tego na twarzy i jedyne na co mam ochotę to zmyć ją czym prędzej. Jeśli chodzi o efekt to jedyne co zauważyłam to nieco bardziej zwężone pory. Jestem w stanie zaakceptować odrobinę klejące esensje ale to jest na mnie za dużo. Użycie jej staje się po prostu mało przyjemne, a efekty nie są na tyle dobre aby się z tym męczyć. Do tego cena - 16 zł to za dużo jak za to co reprezentuje ta maska. Nie polubiliśmy się ;)