Nacomi Face Mist Orange Mgiełka do twarzy i ciała o zapachu pomarańczy

Mgiełkę kupiłam na promocji. Jest lato więc świeżość pomarańczy zamknięta w mgiełce i na promocji wydawała się być super sprawą. Wydawała. Markę Nacomi lubię i mam od groma kosmetyków od niej. Trudno mi uwierzyć, że wprowadzili na rynek taki syf. Opakowanie to przeźroczysta buteleczka z atomizerem. Atomizer to porażka na całej linii. Fatalnie rozprowadza mgiełkę gdyż opadając na twarz pieni się , jest bardzo mokra i powoduje spłynięcie makijażu. Próbowałam z dalszej odległości to miałam plamę na twarzy jakbym ochlapała twarz kroplami wody. Dodatkowo atomizer przecieka. Plastik fantastik. Mgiełka w buteleczce wygląda jak herbata. Jest ok. Zapach zdecydowanie nie przypomina pomarańczy, może gorzką a już najbliżej jej do grejpfruta i to takiego naszpikowanego chemikaliami. Mi śmierdzi. Po spryskaniu twarzy lepi się, pozostawia wyczuwalną warstwę i w żaden sposób nie chłodzi. Nie wiem o co chodziło w produkcji tej mgiełki jednak stanowi antyreklamę dla wszystkich mgiełek, które miałam i mam. Nie wiem czy nawilża twarz bo mgiełka kompletnie nie nadaje się na makijaż a na dekolcie lepi się do ciała zanim wyschnie. Porażka. Przy takim atomizerze, który jednorazowo rozpryskuje grube krople na twarz trudno zachować dobrą wydajność, 3 razy się prysnęłam i 1/4 buteleczki opróżniona. Mgiełka nie jest przeznaczona na włosy i niestety nie mam pomysłu co z nią zrobić. Fakt kupiona na promocji jednak w życiu nie spodziewałam się, że to taki niewypał. Niby skład ma dobry ale nic poza tym. Nie chce się rozpisywać bo nie ma o czym. Trudno znaleźć choćby jedną pozytywną cechę mgiełki nie mówiąc o zastosowaniu. Nie polecam.

Ten kosmetyk kupiłam latem, a dziś podczas sprzątania toaletki natknęłam się na niego na dnie szuflady, a więc jak można się spodziewać nie wróży to dobrze.. Kiedy zobaczyłam te mgiełki w drogerii internetowej, były zupełną nowością. Pomyślałam, że właśnie teraz latem tego mi potrzeba. Uwielbiam pomarańcze i ich zapach, dlatego wybrałam ten wariant. Dodatkowo szykowała mi się wakacyjna podróż nad morze, więc chciałam mieć coś czym mogłabym odświeżyć skórę i twarz w upalny dzień. Kiedy paczka przyszła byłam bardzo zadowolona. Poręczne opakowanie, 80ml, które bez problemu można ze sobą zabrać do samolotu. Pomyślałam nawet, że w takim wypadku zrezygnuję nawet z perfum, na wakacje wystarczy mi sama mgiełka. I takie było moje przekonanie do momentu, kiedy nie użyłam tego produktu. Po pierwsze ten atomizer to jakaś pomyłka. Z opakowania nie wydobywa się mgiełka, a wielkie krople pod dużym ciśnieniem. Po drugie, zapach jest fatalny. Praktycznie nie czuć pomarańczy, a głównie chemię. Nie ma żadnej przyjemności ze stosowania tego kosmetyku. Ani to mgiełka, ani perfum. Dodatkowo po pewnym czasie zauważyłam, że ta "woda" sama wylewa się z opakowania.. Kosmetyk zupełnie nietrafiony, dlatego też znalazł się na dnie szuflady praktycznie wcale niezużyty.

Nacomi to taka marka, z którą mam taki bardzo burzliwy love-hate relationship. Są produkty, które bardzo lubię, ale jednak większość to takie zapchajdziury z rodzaju 'na-co-mi'. I ta mgiełka to właśnie takie bardzo nieudane coś, co robi nie wiem co i nie wiem czemu mam służyć. Nie wiem, czego się spodziewałam. Chciałam takiego fajnego odświeżenia połączonego z nawilżaniem. A to po prostu pachnące pomarańczą (bardzo przyjemnie pachnące pomarańczą, to trzeba przyznać) dziwne coś, co nie odświeża. Kupiłam tę mgiełkę w środku upalnego, gorącego lata. Nosiłam ją w torebce, by zawsze mieć pod ręką coś, co mnie pobudzi i odświeży. No i niestety - ta mgiełka się do tego nie nadaje. Nie czułam żadnej różnicy po rozpyleniu jej na twarzy. Do tego jeszcze bardzo mnie denerwował plujący wielkimi kroplami psikacz. To chyba największy problem tego kosmetyku - bo gdy kupuje się mgiełkę, to chce się mieć mgiełkę, a nie efekt śliny zaperzonego wujka Janusza w środku dyskusji o wspaniałości Partii Rządzącej. No, tak właśnie działa ten atomizer - pluje płynem wszędzie dookoła. To nie delikatna mgiełka, to deszcz. Na plus na pewno zapach. Cała reszta totalnie in minus, bo nie ma tu żadnych właściwości odświeżających, nawilżających, jakichkolwiek. Do tego całkiem wygórowana cena i beznadziejny atomizer i mamy małą porażkę. Ja nie polecam, bo to takie pieniądze wyrzucone w błoto.

Ta mgiełka jest zbawieniem dla przesuszonej od słońca skóry! Zawarty w niej sok z aloesu skutecznie ją koi, a zapach pomarańczy doskonale pobudza. Mgiełka zamknięta jest w poręcznym, lekkim opakowaniu, które idealnie mieści się w torebce - można ją mieć zawsze przy sobie i w razie potrzeby delikatnie odświeżyć. Produkt zdecydowanie godny uwagi!

Mgiełka ma bardzo przyjemny, naturalny skład i pachnie pomarańczą - w trochę słodki, ale nienachalny sposób - kojarzy się z Vibovitem. Szybko się wchłania, nawadnia skórę i może spokojnie służyć np. do tonizowania skóry przed użyciem innych produktów. Rzeczywiście widać też wspominane przez producenta ukojenie aloesem na opalonej skórze. Niestety, opakowanie woła o pomstę do nieba. Plastykowy spryskiwacz jest mało stabilny i przestał działać po dwóch użyciach - trzeba bylo odkręcać go i wylewać hydrolat na wacik, co jest zaprzeczeniem idei mgiełki. Z całą pewnością mogłoby być solidniejsze. Dodatkowo wydaje mi się że mgiełka mogłaby mieć większą pojemność, bo zużyłam ją w niespełna 2 tygodnie. Kolejny minus jest taki, że po po spryskaniu twarzy mgiełka (gdy spryskiwacz działał) na twarzy pozostawała przez jakis czas pianka z bąbelkami. Chyba nie tak poiwnno być.