StarSkin VIP, 7-Second Luxury All Day Mask 7-in-1 Miracle Skin Mask Pads Maseczka w płatkach

Lubię tego typu kosmetyki, świetnie sprawdzają się na wyjazdach. Płatek 7 w 1 Z jednej strony chropowaty zastępuje nam coś w stylu peelingu z drugiej gładki coś w stylu maski serum. Płatek w sazzetce dobrze wykonany z kieszonka na palce do tego dużo serum o ladnym delikatnym zapachu . Efekt na skórze gładka, oczyszczona pełna blasku. Bez podraznien i innych tego typu niespodzianek.

Produkt ma ciekawą formę dwustronnego płatka. Płatek jest o tyle praktyczny, że ma kieszonkę do której możemy wsunąć palce i w ten sposób się nim posługiwać. Jedna strona płatka jest bardziej szorstka, peelingująca, a druga klasyczna miękka. Płatek jest mocno nasączony, w składzie znajdziemy mieszankę niacynamidu, kwasu hialuronowego i adenozyny, nazywaną „miejscowym botoksem”. Używanie produktu zaczynamy od peelingującej strony, przez chwilę masujemy nią skórę, a potem drugą stroną wacika przecieramy. Pozostałą na skórze esensję wklepałam i pozostawiłam do wyschnięcia. Minus za to, że esensja się klei i to dosyć mocno, pozostaje klejąca warstwa na skórze. Posiadam skórę mieszaną i co zauważyłam to na pewno wygładzenie skóry - podejrzewam, że dzięki peelingującej części płatka, który złuszczył martwy naskórek. Używałam go na noc i dla mnie płatek był już wtedy wystarczającą pielęgnacją. Rano skóra była mocno nawilżona, dla mnie nawet nieco za mocno dlatego myślę, że najlepiej sprawdzi się w przypadku cer suchych. Gdybym miała skórę suchą myślę, że bym do niego wróciła i zostawiła sobie jako taki shot pielęgnacyjny na specjalne okazje :) Co do ceny to wbrew pozorom wcale bym nie powiedziała, że jest wygórowana - fakt, płatek jest jednorazowy ale wychodzi ok 6-8 zł za sztukę. Często za maseczkę w płachcie płacimy więcej, a też jest przecież jednorazowa :)

To maseczka o interesującej formie: nasączony płatek, który z jednej strony peelinguje, a z drugiej nawilża i odżywia. Ogólnie spełnia swoją rolę, fajnie nawilża i odżywia skórę, ale pytanie brzmi... po co? Już lepiej mieć swój jeden produkt do peelingu: np. rękawiczkę czy szczoteczkę plus nawilżające serum/krem. Trochę to mało ekologiczne i tylko dostarcza roboty z tym opakowaniem. Pomysł fajny, ale jako zajawka na pijama party, a nie do codziennego stosowania. Sama maseczka mnie nie uczuliła i nie podrazniła. Jednak lepi się dosyć bardzo. Ogólnie nie jest jakaś super komfortowa w noszeniu.

Posiadam kilka opakowań tej maseczki, jedne otrzymałam w boxach kosmetycznych, inne w kalendarzach adwentowych. To pierwszy produkt w takiej postaci o wielokierunkowym działaniu który zawiera 7-stopniową rutynę pielęgnacji skóry jaki stosowałam. Opakowanie jest niewielkich rozmiarów w postaci saszetki w kolorze pudrowego różu z wizerunkiem kobiecej twarzy stosującej maseczkę. Cała grafika jest w czarnym kolorze z uwzględnieniem składu, przeznaczenia i stosowania produktu, niestety nie ma żadnej etykiety z tłumaczeniem na język polski. Z boków saszetki znajdują się małe nacięcia ułatwiające jej otwieranie. Maseczka ma kształt płatka do demakijaż, składa się z dwóch warstw pomiędzy które wkładamy dwa palce i wykonujemy masaż twarzy. Zewnętrzne powierzchnie płatka różnią się pomiędzy sobą strukturą. Z jednej strony mamy warstwę z mały ostrzejszymi kuleczkami , która służy do oczyszczenia i wypeelingowania skóry, zaś z drugiej delikatniejszą z miękką powierzchnią warstwę która ma działanie maseczki nawilżającej , serum oraz primera. W saszetce płatek zanurzony jest w dużej ilości bezbarwnego i przyjemnie pachnącego, wodnistego serum. Wielkość płatka jest dobra, zmieszczą się w nim dwa palce i w taki sposób masujemy skórę. Jest on zbity, trwały nie targa się i nie rozciąga. Przy używaniu warstwy ostrzejszej , peelingujacej nie czuć żadnego dyskomfortu nawet przy mocniejszym dociskaniu powierzchni płatka, ale działanie jest dobre i mimo że moja skóra była oczyszczona przed jego zastosowaniem to po użyciu na powierzchni pojawiła się brudna warstwa która zawierała pozostałości kosmetyków kolorowych i martwego naskórka. Cera po tym etapie była bardzo przyjemna w dotyku, wygładzona, dobrze oczyszczona i delikatnie rozjaśniona. Pozostała na niej lekko klejąca warstwa, której nie zmywałam i nie czekałam na jej wchłonięcie tylko przystąpiłam do kolejnego kroku czyli masażu płatkiem stroną która ma działanie maski, serum i primera. W tym przypadku jest również przyjemnie, płatek łagodnie masuje skórę i powleka ją cieniutką warstwą serum. Na skórze również pozostaje lepka warstwa na której wchłonięcie trzeba poczekać dobrych kilkanaście minut więc jeśli produkt stosujemy przed wykonaniem makijażu ( a tak zaleca producent ) to musimy zarezerwować sobie więcej czasu. Cera po zastosowaniu jest bardzo ładnie rozświetlona, wygląda na odświeżoną i wypoczętą. Nawilżenie w pełni mnie zadowoliło, skóra była mięsista, i delikatnie napięta. Po odczekaniu około 30 minut na twarz zaaplikowałam krem z filtrem i wykonałam makijaż.Podkład super rozprowadzał się na skórze, nic się nie rolowało , nie warzyło, a makijaż cały dzień wyglądał świetliście i pięknie. Skład jest napakowany ogromna ilością naturalnych substancji roślinnych : wyciąg z a Pueraria lobata - proszek z korzenia Kudzu, ekstrakt z rumianku, witamina B3, wyciąg z meteorytu, ekstrakt z owoców żurawiny, kwas hialuronowy, ekstrakt z łupin kasztana, ekstrakt z korzenia lukrecji, ekstrakt z łodygi Ganodermy lucidum (grzybowej), ekstrakt z ziela pstrolistki sercowatej, olej z pestek winogron, ekstrakt z babki azatyckiej, adenozyna ( o działaniu przeciwstarzeniowym i rozluźniającym napięcie mięśni odpowiedzialnych za powstawanie zmarszczek mimicznych), wyciąg z owoców jeżyny, wyciąg z owoców borówki amerykańskiej, arginina, ekstrakt z korzenia arcydzięgla, wyciąg z kwiatów arniki górskiej, wyciąg z piołunu, wyciąg z krwawnika, wyciąg z korzenia dzięgiela chińskiego, wyciąg z igieł sosnowych, wyciąg z owoców maliny, wyciąg z korzenia goryczki żółtej. Mamy tu jeszcze glicerynę, zapach i dwa konserwanty. Kto by pomyślał że w takiej małej maseczce mieści się tyle dobroci. U mnie maseczka się sprawdziła i efekt końcowy był naprawdę dobry, a w szczególności podobało mi się jak prezentował się makijaż po jej zastosowaniu. Za jednym zamachem miałam cerę oczyszczoną, delikatnie wypeelingowaną, nawilżoną i przygotowaną do dalszych kroków pielęgnacyjnych.

Kolejna dziwna „maseczka“ od Starskin. Kupiłam, spróbowałam, ale raczej do niej nie wrócę. Produkt ma postać dwustronnego płatka – mini rękawicy nakładanej na dwa palce. Ma działać ekspresowo (7 sekund!) i przygotować naszą cerę do nałożenia makijażu. Z jednej strony płatek jest chropowaty i służy do peelingu, zaś druga - gładka strona ma nam tę cerę nawilżyć i upiększyć przed wielkim wyjściem, niczym serum, krem nawilżający, maska i coś tam jeszcze… w jednym. No i tak: strona peelingująca faktycznie spełnia swoją rolę, tj. delikatnie złuszcza a przede wszystkim zbiera wszelkie zanieczyszczenia, w tym resztki podkładu z poprzedniego dnia (okazało się przy okazji, że mój cleanser nie jest taki dobry jak myślałam), masuje i wygładza, zaś strona gładka finalnie nawilża, tonizuje i koi cerę. Ponieważ obie strony są nawilżone tym samym środkiem, w zasadzie robią to samo, a jedyna różnica wynika z ich faktury. Przyznaję, takie rozwiązanie jest wygodne, ale efekty nie są na tyle zadowalające, by sięgać po ten produkt regularnie. Nawilżenie jest słabe, produkt odczuwalnie się lepi i trzeba zaczekać aż wsiąknie, więc z 7 sekund robią się minuty… Jako primer wypada kiepsko – podkład się na nim roluje i nieestetycznie świeci. Z cech technicznych: zapach delikatny, praktycznie niewyczuwalny, płatek jest wykonany solidnie, dostatecznie nasączony, nie rwie się i nie zsuwa z palców, opakowanie w postaci jednorazowej saszetki to rozwiązanie wygodne, higieniczne, choć mało ekologiczne. Można spróbować, ale to tylko kosmetyczny gadżet.