Odżywka dobrze sprawdziła się w roli pierwszego „O” w OMO – ułatwiała rozczesywanie włosów i nie obciążała ich.
Odżywkę kupiłam podczas wyprzedaży w Biedronce. Kosztowała 2,50 zł, więc jakbym nie mogła wrzucić jej do koszyka?! Razem z nią kupiłam drugą wersję z bananem, truskawkami oraz nasionami chia. Tę zużyłam już jakiś czas temu i muszę przyznać, że zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Idąc za ciosem, zabrałam się za testowanie recenzowanej odżywki. Kilka dni temu ją zdenkowałam, więc to dobry moment na podzielenie się opinią.
Moje włosy to wysokopory w typie wurly. Okropnie się puszą, dość mocno plączą. Szybko się przetłuszczają, myję je niemal codziennie metodą OMO. Lubią emolienty i proteiny, humektanty niekoniecznie.
Odżywka została zamknięta w tubce o pojemności 200 ml. Może nie jest to zbyt dużo, ale odżywka ma dobrą wydajność. Zdenkowałam ją po ponad miesiącu regularnego stosowania (1-2 razy w tygodniu). Tubka posiada zamknięcie na klik, które jest solidne, ale trzeba uważać, ponieważ gromadzi się pod nim woda. Opakowanie nie jest transparentne, co utrudnia śledzenie stopnia zużycia. Produkt należy zużyć w ciągu 12 miesięcy od otwarcia. Bardzo podoba mi się zapach odżywki. W przypadku jej siostrzanej wersji byłam nim nieco zawiedziona, mimo że był przyjemny. A to dlatego, że spodziewałam się owocowej bomby, a w rzeczywistości aromat należał do delikatnych. Ale w przypadku recenzowanej odżywki zapach to inna bajka! Jest bardzo ładny, owocowy, mocno wyczuwalny, choć to ostatnie jedynie podczas nakładania na włosy. Konsystencji nic zarzucić nie mogę. Jest typowa dla większości odżywek, ani zbyt gęsta, ani zbyt lejąca, nie utrudnia aplikacji, nie stwarza problemów podczas spłukiwania.
Skład odżywki jest całkiem niezły, zwłaszcza biorąc pod uwagę jej cenę. Znajdziemy w nim m. in. ekstrakt z jagód acai, olej ze słodkich migdałów, wyciąg z nasion owsa, masło shea. Na trzecim miejscu umieszczono glicerynę, która jest nawilżaczem, ale niektóre włosy może puszyć. Ze względu na obecność tego składnika odżywkę traktowałam jako emolientowo-humektantową. Warto podkreślić, że produkt ten ma wegańską formułę.
Producent określił odżywkę jako kosmetyk 3w1, tzn., że można stosować ją na trzy sposoby jako: odżywkę (nałożyć, spłukać), maskę (nałożyć, przetrzymać trzy minuty, spłukać) oraz odżywkę bez spłukiwania. Dla mnie była ona pierwszym „O” w OMO (nakładałam ją na 2-3 minuty) i używana w taki sposób sprawdzała się dobrze. Ułatwiała rozczesywanie włosów, a przy tym ich nie obciążała. Na opakowaniu znajdziemy informację, że odżywka intensywnie odżywi suche oraz bardzo suche włosy. Ciężko mi się do tej obietnicy odnieść, bo trzymam się kompleksowej pielęgnacji moich kłaczków i to raczej ona zapewnia mi nawilżenie, odżywienie, a także regenerację włosów. Trudno takiego działania oczekiwać od jednego konkretnego produktu. Nie zmienia to jednak faktu, że generalnie odżywkę oceniam pozytywnie. Warto odnotować, że mimo obecnej w składzie gliceryna, odżywka nie puszyła włosów. Nie miała co prawda dużej mocy w kwestii dociążenia czy wygładzenia włosów, ale nie uznaję tego za wadę – takich efektów oczekuję od kosmetyków stosowanych jako drugie „O”. Odżywkę wykorzystywałam do emulgowania olejów, radziła sobie z tym dobrze. Nie używałam jej natomiast jako b/s, więc niestety nie podpowiem, czy się do tego nadaje.
Podsumowując, odżywka – podobnie jak jej siostrzana wersja – zaskoczyła mnie pozytywnie. Dobre działanie, niska cena, piękny zapach… Trochę tych zalet jest! Nie wykluczam, ze sięgnę po nią ponownie.
Zalety:
- nie obciąża włosów
- ułatwia rozczesywanie włosów
- nadaje się do emulgowania oleju
- nie utrudnia aplikacji, nie stwarza problemów podczas zmywania
- skład
- zapach
- odpowiednia konsystencja
- wegańska formuła
- wygodne opakowanie
- niska cena
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie