Tym razem postanowiłam zaszaleć z podkładem z tzw. górnej półki.
Jak zawsze zaznaczam w swoich recenzjach borykam się obecnie z przesuszeniem skóry, zwłaszcza na skroniach i policzkach. Strefa T nadal żyje swoim życiem, ale jest zdecydowanie wdzięczna za dodatkowe nawilżenie i bogatsze składy kosmetyków np. z ceramidami.
W ramach serii Synchro skin od Shiseido mamy do wyboru kilka rodzajów podkładów przeznaczonych do poszczególnych typów cery i o różnej sile krycia. Synchro skin Radiant Lifting jest najdroższy, poza tym mamy jeszcze Synchro skin Glow, Self refreshing oraz Self refreshing tint (lekkie krycie). Ciekawe, jaka jest w ogóle różnica między radiant a glow - mamy do wyboru podkład, który obiecuje promienną cerę, a drugi pełną blasku (bo chyba nie od błyszczący efekt nam chodzi).
Synchro Skin Radiant Lifting ma krycie średnie do mocnego i posiada wysoki filtr SPF30 (trudno mi sobie wyobrazić japoński kosmetyk do twarzy bez filtra). Dodatkowo naukowcy Shiseido opracowali ekskluzywną technologię regulacji światła, zapewniającą świetlistą cerę.
Dodatkowo, dzięki połączeniu przezroczystej masy perłowej (Japończycy kochają ten składnik, nawet jedzą sproszkowane perły), rozświetlających mikrokryształów i filtrów optycznych koryguje cienie powstałe przez drobne linie i zmarszczki, nierówności cery oraz podkreśla kontury twarzy.
Dla dojrzałej skóry zalecane jest, aby podkład posiadał istotne właściwości pielęgnujące - ten podkład zawiera bogate w witaminę C ekstrakty z kory mandarynki oraz z pąków buka, które nawilżają i dodają skórze blasku.
W zależności od pożądanego efektu, producent zaleca używanie pędzelków dla średniego/mocnego krycia. Najlepiej z bazą pod makijaż.
W celu osiągnięcia zwykłego, naturalnego efektu można oczywiście nakładać podkład palcami - i taki efekt właśnie oceniam, ponieważ pędzelków nie posiadam, baz nie używam. Utrwalam jedynie fixerem Catrice. Producent zaleca dodatkowo, żeby nie szczypać się przesadnie z dozowaniem produktu i aplikować ,,liberalnie’’.
Podkład ma niezwykle bogatą ofertę kolorystyczną (30 odcieni dla skór jasnych, średnich i ciemnych; polska Sephora oferuje kolory dla osób, których słońce nie rozpieszcza). Trzeba naprawdę naszukać się zdjęć w necie żeby prawidłowo dobrać (kupiłam kolor 130 Opal - neutralny, chłodny odcień bez różowych tonów).
Uff, już tak szeroka paleta możliwości tego podkładu uzasadnia wysoką cenę… Jest to profesjonalny produkt z górnej półki, a żeby na maksa wyciągnąć jego możliwości pewnie trzeba byłoby zakupić pędzelki Shiseido(cena od ok. 150 do 350 zł) oraz bazę pod makijaż (cena ok. 200 zł). Ja akurat nie muszę wyglądać jak gejsza, zależy mi na ładnym efekcie, żeby podkład nie zapychał, nie utleniał się… po prostu żeby trzymał się profesjonalnie cały dzień na twarzy.
I tak właściwie nie mam się do czego przyczepić. Szybko wtapia się w skórę, jest dość dość lekki, nie zapycha, strefa T wyświeca się minimalnie. Cera wydaje się zdrowsza, bardziej rozświetlona (ten glow jest delikatny, subtelny). Konsystencja nie jest zbyt wodnista, tak naprawdę jedno naciśnięcie pompki wystarcza, aby pokryć całą twarz.
Jedyne co, to nie polecałabym go na upały, bo może się ciastkować. Na upalne lato być może lepiej sprawdzi się wersja Tint.
Wydaje mi się również, że można byłoby użyć dodatkowo jakiegoś dobrego pudru subtelnie rozświetlającego i wtedy efekt byłby jeszcze lepszy.
Zalety:
- Pielęgnacja, łatwa aplikacja, średnie krycie +, subtelna rozświetlenie
Wady:
- W przypadku wysokich temperatur może być zbyt ciężki
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie