Bio My Skin Serum do twarzy rewitalizujące 

Serum kupione w promocyjnej cenie w drogerii Hebe znajduje się w szklanej buteleczce zapakowanej w niewielkim kartoniku. Dozowanie produktu za pomocą pompki jest bezproblematyczne, a mleczny kolor buteleczki pozwala szybko sprawdzić, ile produktu mamy jeszcze do zużycia. PAO wynosi pół roku. Serum ma konsystencję bardzo lekkiego kremu w kolorze białym, który po rozsmarowaniu kolistymi ruchami (zgodnie z zaleceniem producenta) szybko i całkowicie wchłania się w skórę. Nie roluje się, nie pozostawia żadnych smug ani uczucia tłustości czy lepkości, co pozwala po chwili kontynuować pielęgnację. Serum dobrze współpracuje z innymi kosmetykami, w tym także z filtrami przeciwsłonecznymi. Po użyciu serum skóra jest nawilżona i bardziej elastyczna. Podobnie jak w przypadku drugiego serum tej marki, wrażenie robi tu naturalny skład z certyfikatem EcoCert. Według producenta serum nie zawiera parafin, olejów mineralnych, parabenów, wazeliny, silikonów, PEG, ftalanów, barwników, sztucznych kompozycji zapachowych, substancji pochodzenia zwierzęcego ani składników z roślin modyfikowanych genetycznie. Dla osób unikających substancji kontrowersyjnych lub nienaturalnych może być to więc ciekawa propozycja. Opisałabym to serum jako niemal identyczne w stosunku do serum odmładzającego, gdyby nie kompozycja zapachowa, która mnie bardzo mocno zaskoczyła. Niestety nie jest ona typowo jabłkowa i zarazem charakterystyczna dla innych produktów z tej serii. Ten specyficzny zapach przypomina mi już bardziej cytrynę niż jabłko. Intensywność zapachu serum uniemożliwiła mi używanie go na twarzy i wymusiła wykorzystywanie na przykład na szyję czy dekolt, co przełożyło się także na ocenę pozbawioną jednej gwiazdki. Jest to jednak kwestia mocno indywidualna i możliwe, że w przeciwieństwie do mnie inna osoba wcale nie uzna tego zapachu za intensywny czy męczący.

Co mogę konkretnie powiedzieć o tym serum ? Zostało mi one zarekomendowane podczas płacenia za produkty w Hebe, standardowy chwyt marketingowy. Dałam się skusić. Serum jest dość przyjemne w użyciu na dzień, natomiast syntetyczny zapach nie przypominający nawet w najmiejszym stopniu jabłka całkowicie uniemożliwia jego stosowanie. Nie byłam w stanie znieść tego sztucznego zapachu. Oceniając samo działanie to jedyny plus jaki mogłam zauważyć to to, że nie roluje się pod makijażem. Gdyby nie ten paskudny zapach serum mogłoby być całkiem obiecujące.

Serum zamknięte w pięknym szklanym opakowaniu z pompką, zachwyca nie tylko wyglądem, ale też zapachem. Jest słodki i bardzo przyjemny, czuć nutę jabłek. Konsystencja serum jest bardzo treściwa, ciężko określić, czy jest to krem, czy mleczko, a może żel... Przede wszystkim jedna pompka wystarcza na pokrycie całej twarzy. Serum nie wchłania się od razu, ale po czasie nie czuć na skórze żadnej ciężkiej warstwy. Myślę, że sprawdzi się skórom suchym. Serum głęboko nawilża, wygładza i rozświetla skórę. Jednak wydaje mi się, że może też lekko zapychać skórę.