Tołpa Pure Trends, De-stress, Krem antyoksydacyjny do walki z codziennym stresem skóry 

to zdecydowanie najgorszy krem jaki kiedykolwiek miałam. jedyne co dobrego można o nim powiedzieć, to chyba tylko tyle, że pachnie całkiem ładnie. Niesamowicie się roluje, wcale się nie wchłania. totalna porażka

Dałabym mu 3 gwiazdki, gdyby nie to, że to krem na dzień, a ja używałam go na noc. Na dzień był dla mnie jednak zbyt ciężki, a z makijażem to nawet nie próbowałam. Ma mażącą się konsystencję, trochę trzeba sie namachać, żeby rozprowadzić go tak, aby się wchłonął. Przy końcówce produktu w opakowaniu, nie dało się go już rozprowadzić na skórze, bo się rolował. Daję 2 gwiazdki za to, że jednak poradził sobie z nawilżeniem mojej skóry i to w sezonie jesienno-zimowym, kiedy mam najbardziej przesuszaną skórę od ogrzewania. Używając go nie miałam prawie żadnych suchych skórek na twarzy, a są kremy nawilżające, które sobie u mnie z tym nie radzą.

Nigdy nie trafiłam na kosmetyk, który po pierwszym użyciu wyląduje w koszu. Do dziś. Już samo otwarcie kartonowego pudełeczka prowadzi do pierwszego rozczarowania. Opakowanie kremu to chamski plastikowy pojemniczek, którego jakość i estetyka plasuje się gdzieś na równi z jednorazowym plastikowym talerzem do grilla. Ale żeby nie oceniać po okładce, nałożyłam krem bezpośrednio na oczyszczoną twarz. Po pierwsze konsystencja. Przypomina jakąś nieprzyjemną papkę i ma brzydki szarawy kolor. Nie zachęca do nałożenia na twarz, ale wiadomo - dajemy szansę. Zapach nie jest może jakiś nieprzyjemny, ale mi nie podszedł. No ale wytrzymam, skoro producent zapewnia, że moja skóra rano będzie promienna i odstresowana. I co? Zonk. Po chwili od nałożenia to coś zwane kremem zaczęło się rolować. Do tego stopnia, że nie było szans, żeby cokolwiek zostało na skórze, nie mówiąc już o żadnym jej nawilżeniu. Na dodatek zaczęła mnie swędzieć twarz w okolicy podbródka, któremu również chciałam zafundować „odstressowanie”. Dodam, że zwykle nie reaguje alergicznie na kosmetyki, może raz w życiu zdarzył mi się epizod z podrażnieniem i swędzeniem twarzy po toniku. Także nie wytrzymałam, twarz umyłam, a ten zagadkowy wynalazek z czystym sumieniem wyrzuciłam, bo mogłabym nim obdarować co najwyżej wroga, którego jednakże staram się nie posiadać.

Krem w plastikowym przezroczystym słoiczku , konsystencja żelogluta w kolorze szarym, o przyjemnym,delikatnym zapachu, rozprowadza się trochę topornie. Ponadto nie ma żadnego nawilżenia !!! Wręcz takie uczucie naciągnięcia na twarzy i skóra wyglada sucho!!! Ale najgorsze jest to co dzieje się potem- roluje się niemiłosiernie bez względu na to co jest pod i na nim!!!!! Mimo odczekania 15-30 min każdy jeden podkład się na nim źle rozkłada, wklepuje, rozciera, stempluje itd W dodatku każdy podkład wygląda na nim sucho !!! Tak mnie wkurzył , że po kilku próbach - połowa słoiczka wyląduje w koszu , bo nie mam siły i ochoty się dalej męczyć !!!

Krem, to nie wszystko, chyba że ktoś nie używa innych kosmetyków na dzień. Po nałożeniu kremu a następnie podkładu, wszystko się "wałkuje", i powstaje coś w rodzaju kruchego ciasta ;), a właściwie posypki. Ten krem nie ma żadnych właściwości nawilżających, pozostaje na skórze jak maska, stąd po nałożeniu fluidu, wszystko schodzi z twarzy. Unikać!