Solidne serum. Mam z nim całkiem złotą relację, którą jednak trzeba trochę wyczuć na początku, żeby nie wyjść ze złamanym sercem
No dobra, przyznaję się bez bicia - jestem rasową włosomaniaczką. Ale nie z kategorii tych, które czują potrzebę wykupienia wszystkich kosmetyków świata i testowania miliona na raz. Moje włosy przeszły pewną drogę, czasem bardziej wyboistą, czasem mniej przemyślaną przeze mnie, ale teraz jestem już na tym etapie, że powiedzmy, że się w miarę dogadaliśmy. Od zawsze miałam całą masę włosów na głowie. Są ciężkie, grube, często spuszone, latem bez upięcia ich we francuza moje niezbyt kochające gorąc ciało nie potrafi ogarnąć dodatkowego źródła ciepła. Odkąd świadomie stosuję kosmetyki, patrzę na to, co im służy a co nie, no i przede wszystkim - od czasu wdrożenia olejowania jest mega poprawa pod kątem blasku i takiej powiedzmy elastyczności.
Serum od Hairy Tale kupiłam ostatnio przy okazji hennowych zakupów za kilka groszy w związku z kończącym się terminem przydatności. Nie sprawdzić oferowanego złota za taką cenę to chyba podpada pod jakiś grzech włosomaniaczek, czy nie?
Opakowanie
Produkt od Hairy tale wizualnie wypada jak zwykle przecudaśnie. Kartonik jest matowy, graficznie piękny, etykieta jest estetyczna. Opis produktu jest jasny, zrozumiały. W środku tego maleństwa znajdziemy szklaną buteleczkę z pipetą, która znowu - działa w porządku, wygodnie nabiera się nią produkt. Całość jest tak szczelnie zapakowana, że nie ma mowy o samoistnym rozlaniu się olejku. Trzymam go cały czas w kartoniku, bo po prostu upiększa mi łazienkę. Naprawdę grafik nie płakał jak projektował. Cudo.
Konsystencja/ zapach i skład
Sam olejek jest bardzo płynny, nie jest to typowy gęsty olej. Dlatego czasem łatwo z nim przesadzić, bo on po prostu z pipetki skapuje tak o, jak woda i ma się wrażenie, że jest go mało, ale otóż - nie. ;) opiszę to poniżej.
Konsystencja olejku jest bogata, mamy tutaj całą masę emolientów (alternatywy silikonów), olej abisyński, olej arganowy, cząstkę ceramidopodobną, octan witaminy E. Najbardziej zaciekawiła mnie właśnie ta cząstka, która według producenta ma odbudowywać strukturę włosa. Czy to robi? Opiszę w działaniu.
Zapach? Oj no piękniutki, waniliowy. Przypomina zapach takiego mega smacznego ciastka z kremem budyniowym. Włosowe spa z tym produktem to jedna wielka przyjemność.
Działanie
Według Hairy Tale serum ma wiele zadań. Odniosę się do każdego z nich, bo przetestowałam je do olejowania/ do nakładania solo na włosy po myciu, w celu zabezpieczenia przed uszkodzeniami. Nie dodawałam go co prawda do maski, ale to też chętnie wypróbuję. Olejowanie na sucho też wpadnie.
1. Przeznaczony głównie do włosów wysokoporowatych i kręconych - tak, to prawda. I najlepiej grubych. Cienkie włosy po nawet jednej kropli z tym serum mogą od razu być przeciążone. Bardzo ciężko wyczuć ten olejek. Nie raz skończyłam ze strąkami, choć serio, żeby przeciążyć moje włosy trzeba się mega postarać :)
2. Nadaje blask, miękkość włosom i redukuje puszenie się -> w tym miejscu się zatrzymam. Jak wcześniej wspominałam, moje włosy to idealny kandydat do tego serum wg producenta. No może jedynie z miękkością nie mam problemów. Olejek rzeczywiście nadaje blask włosom i lekko ogranicza ich puszenie się. Najlepiej sprawdził mi się do olejowania. Zaraz po oleju mango od Anwen jest chyba drugim produktem, po który chętnie sięgnę w tym celum. Bardzo łatwo się go zmywa, nadaje włosom elastyczności.
3. Odbudowuje włosy przez kompleks RepHair - biomimetyczną ceramidopodobną cząsteczkę. Jak już napisałam wyżej, byłam mega ciekawa tego składnika. W odżywce Liquid Gold nie odczułam takiego fajnego działania, jak tutaj. Moje włosy nie są spektakularnie zniszczone ani spalone, ale naprawdę widzę poprawę ich jakości. Ewidentnie dostały życia, choć latem częściej je spinam niż noszę rozpuszczone i nikt tego nie może stwierdzić na zewnątrz :)
Wydajność
Wydajność olejku jest nie do ogarnięcia przez mój umysł. Mamy tutaj 50 ml w mojej ocenie płynnego złota, serio. Robiąc nim olejowanie raz w tygodniu, nakładanie na końcówki itp. to dalej za mało, żeby móc go zużyć w 2-3 miesiące. Mi to tam nie przeszkadza. Im dłużej ze mną będzie, tym lepiej. :)
I teraz najważniejsze pytanie, czy jest warty swojej ceny? Kosztuje 55 zł w cenie regularnej. Dla mnie wydanie 50 zł na kosmetyk do włosów to decyzja, którą muszę przemyśleć 100 razy. Nie jest mi łatwo, bo to dalej tylko kosmetyk do włosów, ale jeżeli ma mi poprawiać humor i umilać pielęgnację to ostatecznie zapewne się skuszę. Zwłaszcza, jeśli mam braki tego typu produktu. Wracając do Hairy Tale... wydałabym tyle. Polubiliśmy się. Nie była to łatwa relacja na początku, ale teraz żyjemy w dobrej symbiozie. Ulepsza mi dzień i włosy też :)
Zalety:
- przepiękne opakowanie (urocza grafika), czytelna etykieta produktu. Kartonik matowy, solidny. Szklana buteleczka ze szklaną pipetą, którą wygodnie nabiera się produkt. Jest eko, jest ładnie, jest bezpiecznie
- płynna forma olejku z bogatym składem - m.in ceramidopodobna cząsteczka RepHair, olej arganowy, abisyński
- przepiękny waniliowy zapach, który umila używanie produktu
- nadaje balsk włosom, ogranicza puszenie się
- można stosować go na różne sposoby, w każdym się sprawdza, choć trzeba nakładać go ostrożnie
- odżywia włosy i zostawia je elastyczne
- mega wydajny
- cenowo wypada dość wysoko, ale osobiście uważam, że jest to cena adekwatna do jakości
Wady:
- trzeba go wyczuć na początku, łatwo obciążyć nim włosy i stworzyć strąki